poniedziałek, 30 stycznia 2012

6.) Zielone koktajle

Zielony koktajl to napój, który wywrócił moje życie i życie mojej rodziny do góry nogami. Ale zacznijmy od początku. 
Moja przygoda z surową dietą rozpoczęła się od warsztatów Wiktorii Boutenko (link do warsztatów). Wiktoria to Rosjanka (ah ci Rosjanie), która z całą rodziną wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Ze względu na problemy zdrowotne prawie wszystkich członków rodziny, familia Boutenko zrezygnowała z dotychczasowego stylu życia i zaczęła żywić się na surowo. Co ciekawe inspiracją  do takiej zmiany był wykład  Wage Danieliana - Ormianina (o nim jeszcze ode mnie tutaj na tym blogu przeczytacie) usłyszany jeszcze w Związku Radzickim w latach 80. 

Ale dlaczego w ogóle piszę o Wiktorii? Jest to uzasadnione - to pomysłodawczyni zielonego koktajlu.

Wiktoria zestawiła dietę człowieka z dietą szympansa, podążając za myślą, że skoro nasze geny są w 99,4% identyczne, to w tylu procentach nasza dieta powinna być podobna do pożywienia tego zwierzęcia. Wyniki jej badań były zaskakujące. Okazało się, że nawet dieta witarianina jest podobna do diety naszego szympansiego krewniaka na zaledwie 50%. Analizując to, z czego składa się pożywienie szympansów, Wiktoria doszła do wniosku, że jemy za mało zielonego. Zielone, wg mnie nie do końca słusznie, zaliczane jest do warzyw. Są to np. sałata, szpinak, natka pietruszki czy też selera, jarmuż, pokrzywa, mniszek lekarski, wszelkiego rodzaju jadalne liście - np. brokuła, buraka, winogrona... Można wyliczać bez końca. Problem polega jednak na tym, że nawet ze słyszenia nie za bardzo przypada nam to do smaku. Sałatę może jeszcze w niewielkich ilościach spożywamy, ale nie mogę sobie wyobrazić człowieka, który nie przymuszony skrajnym głodem sięgnął by po ciemnozielony liść brokuła i schrupał go ze smakiem. Wiktoria miała podobne odczucia - początkowo zmuszała się do jedzenia dużych ilości zielonego, nie był to jednak zbyt dobry sposób na wprowadzenie zielonego do swojej diety. Z pomocą po raz kolejny przyszła jej obserwacja zwierząt. Wyczytała gdzieś, że niektóre zwierzęta robią sobie ,,kanapki'' owijając zielonym owoce. Podążając tym tropem wrzuciła zielone z owocami do blendera i wyszedł pyszny, zielony i bardzo zdrowy napój, który ma niesamowicie dobry wpływ na ludzki organizm. Po więcej informacji na ten temat odsyłam do książki Wiktorii Boutenko - ,,Rewolucja zielonych koktajli" (okładka). Jest to jedyna jak do tej pory książka tej autorki dostępna w języku polskim. Czyta się ją naprawdę bardzo szybko i przyjemnie. Polecam również post na blogu - W poszukiwaniu optymalnego zdrowia Eweliny Estepnickiej, gdzie znajdują się ciekawostki o zieleninie zaczerpnięte z innej książki Wiktorii Boutenko ,,Green for life", która niestety nie doczekała się jeszcze polskiego tłumaczenia. Jest za to w wersji angielskiej (link) lub też rosyjskiej (link).

Moja przygoda z surową dietą rozpoczęła się właśnie od picia zielonych koktajli. Reszta zmieniała/zmienia się u mnie automatycznie. Nie wiem jak to się stało, ale bardzo szybko zielonymi koktajlami zaraziła się moja rodzina. Moja mama zakochała się w nich bez pamięci. Nie tylko codziennie je pije, ale zaraża nimi wszystkich wokół. Nie trzeba było długo czekać, aby zielone koktajle wpłynęły na jej zdrowie - schudła kilka kilogramów, bardzo dobrze się czuje, znikają jej woreczki pod oczami, z którymi się zmagała całe życie. Moja siostra natomiast pijąc zielone koktajle pożegnała się z problem załatwiania się. Od lat borykała się z problemem zaparć, nic na dłuższą metę nie skutkowało do czasu, kiedy zaczęła pić ten cudowny napój.

Na obrazku, który przygotowałam znajduje się ogólny przepis na zielony koktajl. Bardziej szczegółowe będę wrzucać na bieżąco. Zachęcam do twórczego, własnego znajdowania swoich ulubionych koktajli. 



Zasada ich tworzenia jest prosta: zielone + owoce (powinny stanowić nie mniej niż 60% naszej mikstury - wtedy koktajl jest najlepszy) + woda (ilość w zależności od mocy naszego blendera i tego jaka konsystencja nam odpowiada) i gotowe;) Smacznego!

sobota, 28 stycznia 2012

5.) Co ma wspólnego surowa dieta z Rosją cz.2

Dzisiejszego posta piszę z nieukrywaną zazdrością. W Rosji, a dokładniej w Moskwie właśnie dzisiaj rozpoczyna się ,,Rosyjski Forum Lekarzy - Surojedów i Wegetarian" (po rosyjsku Всероссийский открытый форум врачей-сыроедови и вегетарианцев)

I właśnie tego mi w Polsce brakuje. Zamiast entuzjastycznych blogów na temat surowej diety takich wariatek jak ja - spotkania profesjonalistów, którzy mają wykształcenie medyczne:). Oczywiście wszystko, czego się dowiem postaram się tutaj zamieścić. W najbliższym czasie mam zamiar rozpocząć moją działalność tworzenia napisów do rosyjskich filmików.
Tymczasem chciałabym opowiedzieć o organizatorze tego spotkania - zapalonym witarianinie Siergieju Dobrozdrawinie (tak swoją drogą ma ciekawe nazwisko jak na propagatora surowej diety).




Jak sam z humorem o sobie pisze miał świetnie płatną pracę, piękną żonę, miłość, rodzinę, przyjaciół, gdyby tylko nie ten wystający brzuch. Próbował się od niego uwolnić na wiele sposobów - niestety bez rezultatu. Z pomocą przyszła mu książka o surowej diecie. W 2008 roku wcielił w życie, to co przeczytał i surojadem jest do dzisiaj. Ma również synka, który ma niespełna 3 lata, a który w swoim życiu nie jadł niczego gotowanego. Z surowym jedzeniem związał swoją karierę. Prowadzi Szkołę Surowego Jedzenia i Wegetariaństwa, a także organizuje wiele witariańskich imprez np. Moskiewski Festiwal Surojedzenia (odbyły się już dwie edycje), czy Dziecięce Święto Noworoczne ,, Żywa choinka" (Живая Ёлка). Na swojej stronie internetowej (dobrozdravin.ru) zamieszcza dużo wartościowych filmików dotyczących surowej diety. Co ważne nie skupia się tylko na dobrych stronach witarianizmu, porusza też sprawy kontrowersyjne i  otwarcie mówi o problemach związanych z takim stylem życia.

Ciąg dalszy z pewnością nastąpi. Postaram się przetłumaczyć udostępnione przez Siergieja filmiki, a także uzyskać jak najwięcej informacji z dzisiaj rozpoczętego forum lekarzy - witarian. Proszę tylko o cierpliwość - sesja;)

wtorek, 24 stycznia 2012

4.) witariańskie lody

W związku z prośbami, aby podać sprawdzone przeze mnie przepisy, chciałabym się podzielić dosyć znanym w witariańskim świecie przepisem na lody. Lody dla mnie to najlepszy sposób, aby pokazać innym jak się odżywiam. Po ich spróbowaniu ludzie od razu nastawiają się do surowego jedzenia lepiej:)
I na koniec jeszcze przestroga - proszę się nie uzależniać od tego przysmaku!


LODY BANANOWE
Wystarczą dwa/trzy zamrożone obrane ze skórki banany, które wrzucamy do blendera.
I gotowe.
LODY CZEKOLADOWE
Do bananów przed zmiksowaniem należy dodać 2 łyżki kakao. Można dodać również trochę wanilii. Niekiedy należy jeszcze dodać trochę wody.
LODY SNICKERSOWE
To już moja wariacja, do jeszcze nie zblendowanych lodów czekoladowych dodać dwie łyżki masła z orzeszków ziemnych. Wychodzą naprawdę przepyszne.
LODY TRUSKAWKOWE/ WIŚNIOWE/ GRUSZKOWE JAGODOWE...
Właściwie zawsze wychodzą dobrze. I to od nas zależy czy dodamy kakao, miodu, wiśnie czy gruszki. Także jest pole do eksperymentowania.
Mam jeszcze pomysł na LODY ŚMIETANKOWE. I choć jeszcze go nie wprowadziłam w życie, już się nim podzielę. A nuż ktoś spróbuje pierwszy i mi da znać, czy wyjdą dobre.   Co powiecie na banany plus krem z migdałów lub nerkowców?
Pozdrawiam i życzę smacznego.

sobota, 21 stycznia 2012

3.) Co ma wspólnego surowa dieta z Rosją cz.1

Większość polskich stron dotyczących surowej diety jest oparta na źródłach amerykańskich. Chciałabym przedstawić surową dietę z nieco innego punku widzenia - rosyjskiego. Temat tego postu to zarazem temat prezentacji jaką przygotowałam na spotkanie koła naukowego Rosjoznawcy. Chciałabym ją tu pokrótce w kilku częściach przedstawić.

Ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że surowa dieta właściwie nie jest niczym nowym - większość ,,reguł surowej diety" obecnych jest w medycynie ludowej znanej naszym dziadom od tysiącleci. Zarówno Rosjanie jak i Polacy mają bardzo bogatą tradycję ludowego lecznictwa. Wydaje mi się, że w odróżnieniu od nas pierwiastek ludowy jeszcze w jakiś sposób w Rosjanach tkwi o czym świadczy wiedza przeciętnego Rosjanina. Postanowiłam zrobić test na wiedzę dotyczącą tego, co rośnie w naszym klimacie i co można zjeść. Z wielkim zapałem przez ostatnie kilka tygodni pytałam wielu znajomych zarówno Rosjan i Polaków między innymi o rokitnika (po rosyjsku облепиха).

Rokitnik rośnie nawet w centrum Torunia - na starówce

Rokitnik to powszechnie występujący zarówno w Polsce jak i Rosji krzew, na którym znajdują się małe, żółte i dosyć cierpkie owoce, które można wykorzystać do robienia soków, dżemów i przecierów. Owoce rokitnika są aż niewiarygodnie zdrowe. Zawierają 2-4 razy więcej witaminy C niż czarna porzeczka. Co ciekawe witamina C w rokitniku nie ginie nawet po zagotowaniu. Ponadto rokitnik zawiera witaminy: E, F, K, P, kwas foliowy, prowitaminę A i D, antocyjany, flawonoidy, fosfolipidy, garbniki, nienasycone kwasy tłuszczowe oraz makro i mikroelementy, m.in. mangan, żelazo, bor. Zawiera również słynną witaminę B12. Rokitnik ma działanie wzmacniające na siły obronne organizmu, przeciwbólowe. Owoce stosuje się przy dolegliwościach żołądkowych, chorobach reumatycznych, przeziębieniach i chorobach skóry.

Wyniki mojego testu były zaskakujące - wszyscy Rosjanie wiedzieli o istnieniu takich owoców. Jeżeli chodzi o Polaków - nikt. 
To utwierdziło mnie w przekonaniu, że można naprawdę bardzo dużo dowiedzieć się od Rosjan.

I tak w serii postów zatytułowanych ,,Co ma wspólnego surowa dieta z Rosją?" chciałabym przedstawiać Wam to, czego się od Rosjan dowiedziałam. Chciałabym przybliżać tajniki rosyjskiej medycyny ludowej oraz opowiedzieć o Rosjanach, którzy są na surowej diecie, jak i również o inicjatywach przez nich organizowanych, a jakich brakuje mi w Polsce.

C.D.N.

czwartek, 12 stycznia 2012

2.) ŁASK

W mojej miejscowości, na końcu ulicy przy której mieszkam znajduje się mały lasek, z którym niezwykle się zżyłam. Był nazywany Łask. Dawniej pasiono tu krowy - było to jedno z dwóch miejsc w mojej miejscowości, gdzie specjalnie powołany do tego pastuch sprowadzał krowy mieszkańców miasta.
To tam uciekałam, kiedy mi było smutno, tam chowałam się przed światem, tam ćwiczyłam po bieganiu. Kojarzy mi się on z rządkiem równo posadzonych drzew, który stanowił niesamowity widok, a także z dosyć dużą, zawsze słoneczną polaną otoczoną pierścieniem drzew i gęstych krzaków. Tam mój sąsiad pasł krowy, a ja sobie popalałam papierosy i snułam przepiękne plany co do przyszłości. Marzyłam o tym, co chcę osiągnąć, kogo chcę spotkać, co chcę w sobie zmienić. Latem na Łasku ze znajomymi robiliśmy ogniska - oczywiście  nielegalnie. Pamiętam akcję, kiedy oderwani od ogniska i picia piwa,  uciekaliśmy przed policją, która zajechała na polanę. Tu po raz pierwszy grałam na gitarze przy ognisku. 
To jest lasek, który nieodmiennie kojarzy mi się z dzieciństwem.

W zeszłym roku rozpoczęto budowę obwodnicy. Na piękną słoneczną polanę wypełnioną tysiącem moich marzeń wjechał ciężki sprzęt i zaczął kruszyć drzewa jak zapałki. Poczułam wtedy, że kończy się moje dzieciństwo. Było to niesamowicie trudne dla mnie. W głowie snułam nawet akcję 'NIE OBWODNICY' porobiłam zdjęcia drzewom, chciałam zatrzymać w sobie wyobrażenie mojego lasu. Na jednym z drzew przeznaczonych do wycięcia (każde miało pasek namalowany farbą i numer) z numerem 13 sfotografowałam ślimaka, który miał być ,,twarzą" mojej kampanii. Wymyśliłam też kilka haseł w stylu ,,pechowa trzynastka" Nic jednak nie mogłam z tym zrobić. 

Łasku w takim kształcie jakim go zapamiętam już nie ma. Zdążyłam jednak zrobić mu dużo zdjęć. Jedno z nich stanowi tło tego bloga. W te lato ostatecznie się z nim pożegnałam. Symbolicznie wypaliłam w nim ostatnią w życiu paczkę papierosów wyobrażając sobie jak ten las i moje dzieciństwo idzie z dymem. Przeżyłam w nim ostatnie lato myśląc o tym jak zachować go w pamięci, co zrobić, aby jak najwięcej z niego (ze mnie?) przetrwało. Postanowiłam przenieść go do internetu. Teraz to będzie mój Łask. I tak dzisiaj nadszedł ten dzień, aby zrealizować mój plan wysnuty w końcówce tego lata.

PS Jak tylko wygrzebię to zdjęcie ze ślimakiem to chętnie to wrzucę. A tymczasem zdjęcie słonecznej polany:

1.) Początek

Jest to początek mojej walki z samą sobą o to kim chcę być, co chcę zrobić w swoim życiu. Jest to mój swego rodzaju manifest do świata. Chciałabym się tu dzielić historią mojego życia, przekonaniami i tym co odkrywam.
Nazwa tego bloga nie jest przypadkowa. Jestem zakochana w zieleni. Uwielbiam ten kolor, to jak mnie zielony nastraja do życia. Kocham las i najpiękniejsze chwile mojego życia właśnie wiążą się z lasem. Staram się też jeść jak najwięcej zielonego. Stąd też w pewnym sensie drugi człon nazwy tego bloga - surowa. Jestem zwolenniczką surowej diety. Wracając jeszcze jednak na chwilę do zieleni - chcę o zieleni dowiedzieć się więcej. Moim celem jest mieć wiedzę na temat tego, co rośnie w Polsce, co jest w zasięgu ręki, co można z pożytkiem dla naszego zdrowia jeść, a o czym kompletnie już zapomnieliśmy jedząc to co jest dostępne w sklepach. Na ten temat jest mało informacji dlatego też dowiadując się czegoś nowego, postaram się zamieszczać to tutaj. Sama też proszę o informacje.
Drugi człon nazwy tego bloga - surowa to nawiązanie do surowej diety, o której też chciałabym pisać. O tym co zmieniła w moim życiu. Chciałabym się dzielić przepisami, a ponad to chciałabym spotkać ludzi, którzy żywią się podobnie, a także stworzyć ,,polską surową dietę" to jest zyskać wiedzę na temat polskich warzywno-owocowych zamienników importowanych produktów.
Nazwa ,,surowa zieleń" nie dotyczy tylko diety, ale stylu życia. Życia - zielonego a więc ekologicznego, naturalnego a także surowego tj, moralnego, etycznego, trudnego, bo związanego z rezygnacją z tego co łatwe i wygodne.
Chciałabym też pisać o podróżach, couchsurfingu, w który jestem na poważnie zaangażowana, o filozofii (zwłaszcza rosyjskiej), o Turcji i Rosji moich krajach perełkach, a także o kwestiach duchowych i emocjonalnych, co jest bliskie chyba każdej młodej kobiecie.