środa, 29 lutego 2012

12.) Alternatywy dla krowiego mleka

Nie chciałabym się tu rozpisywać na temat szkodliwości krowiego mleka. Istnieje mnóstwo artykułów w sieci, które dotyczą tego tematu. Do głównych ,,zdrowotnych minusów" mleka i produktów mlecznych zaliczyć można zakwaszenie organizmu, wpływ na powstanie osteoporozy, pokrywanie śluzem naszych narządów, a także działanie na nasz organizm hormonów wstrzykiwanych krowom. Przeciwnicy picia mleka podkreślają również inne negatywy konsumowania tego napoju: złe warunki hodowli krów, karmy powstałe z roślin genetycznie modyfikowanych, a także fakt, że mleko krowie jest przeznaczone dla cielaka, a nie człowieka. Często podnoszone są hasła: ,,Pij mleko, będziesz kaleką". 
Nie chcę jednak piętnować mlekopijców. Wydaje mi się, że rezygnacja z mleka jest dosyć trudnym procesem, gdyż idea picia mleka krowiego jest nam wszczepiana od początku naszego życia. Chciałabym się więc skupić tutaj na alternatywach dla krowiego mleka. Jak się okazuje, możliwości zastąpienia tego napoju z pomocą produktów roślinnych jest bardzo dużo. Oto te, które udało mi się znaleźć i w większości wypróbować.


1.) MLEKO MIGDAŁOWE
Namoczone ok 8 godzin migdały (1 szklanka) obieramy ze skórki i wrzucamy do blendera. Dolewamy  4 szklanki wody. Jeżeli chodzi o proporcje - w moim przypadku są one bardzo intuicyjne. Dla słodszego smaku dodajemy łyżkę miodu, syropu klonowego, syropu z agawy, czy też daktyli.  Po zmiksowaniu można za pomocą lnianego woreczka oddzielić pulpę od napoju i wykorzystać ją np. do ciasteczek. Zazwyczaj jednak nie zawracam sobie głowy pulpą, pijąc wszystko to, co zmiksowałam.Mleko migdałowe smakuje wyśmienicie.
     
2.) MLEKO SEZAMOWE
Jedną szklankę sezamu moczymy ok, 4-6 godzin, a następnie zalewamy czterema szklankami wody i blendujemy. Niestety ja nie mogę sobie pozwolić na mleko sezamowe, gdyż mój blender jest zbyt słabej mocy i drobne ziarenka sezamu nie miksują się. 

3.) MLEKO Z NERKOWCÓW
Te wspaniałe orzechy wystarczy moczyć przez ok. 3 godziny, zalać wodą i powstaje przepyszne mleko. Mnie osobiście bardzo smakuje zwłaszcza, że mam wielką słabość do nerkowców.

4.) MLEKO KOKOSOWE
Świeży, młody kokos

Mleko kokosowe najlepiej pić prosto z kokosa. W naszym klimacie nie jest to często możliwe lub też mamy możliwość kupić po prostu starego kokosa, który raczej nie pochodzi z upraw ekologicznych i jest trudny do otwarcia. Najlepsze są świeże, młode kokosy. Są białe, a ta właściwa wewnętrzna brązowa skorupa jest na tyle delikatna, że można dostać się do środka za pomocą zwykłego noża.
Mam jednak dobrą wiadomość mleko kokosowe można zrobić z wiórek kokosowych. Szklankę wiórek moczymy ok. 2 godzin, a następnie zalewamy wodą i blendujemy. Jeżeli chodzi o wiórki również zalecam ostrożność i patrzenie na etykiety, gdyż często do nich dodawane są konserwanty - dwutlenek siarki.

5.) MLEKO Z ORZECHÓW WŁOSKICH
Można użyć świeżych lub moczonych przez ok 8 godzin orzechów włoskich. Jeżeli są one świeże należy zdjąć gorzką skórkę. I wrzucamy do blendera, dolewamy wody i gotowe!

6.) MLEKO Z ORZECHÓW LASKOWYCH
Również orzechy laskowe świetnie nadają się na mleko. Przepis jest zbliżony, do każdego innego;) Moczymy 5-6 godzin, blendujemy z wodą i opcjonalnie możemy posłodzić miodem.

7.) MLEKO SOJOWE
Zrobienie mleka sojowego jest już bardziej skomplikowane. Przede wszystkim musimy zdobyć soję i to koniecznie nie zmodyfikowaną genetycznie, co nie jest takie proste. Jak już taką dostaniemy ok. 40 dag moczymy przez całą noc aż ziarna napęcznieją.Miksujemy je na gładką masę, a następnie wkładamy do garnka, zalewamy dziesięcioma szklankami wody i zagotowujemy. Następnie oddzielamy pulpę od mleka i gotowe. Można je doprawić niewielką ilością soli i na przykład miodu.

8.) MLEKO RYŻOWE
Odkrycie sezonu. Ryż moczymy ok. 3 godziny, dodajemy 3 szklanki wody i blendujemy. A i muszę dodać, że mleko ryżowe powinno się posłodzić na przykład bananem, bo samo w sobie raczej smaku nie ma.

9.) MLEKO SŁONECZNIKOWE
Szklankę ziaren słonecznika moczymy ok. 6-8 godzin. Dodajemy 4 szklanki wody i miksujemy. Mleko to ma ciekawy smak z właściwą słonecznikowi nutką goryczy.

10.) MLEKO OWSIANE
Ze szklanki owsa czy też z płatków owsianych również można otrzymać mleko. Po 8 godzinach moczenia dodajemy wodę i miksujemy. Warto posłodzić na przykład bananem. 

11.) MLEKO BANANOWE
To bardzo łatwy przepis dodany przez Ewcię na ,,W poszukiwaniu optymalnego zdrowia" (filmik). Szklanka wody, dwa suszone daktyle i jeden banan. To wszystko blendujemy i wychodzi pyszne i pożywne mleko. Zamiast daktyli można użyć miodu, agawy lub syropu klonowego.

Opcji jest niewiarygodnie dużo. Jestem pewna, że jest ich jeszcze więcej. A i bym zapomniała. Przechowywanie. Z pewnością takie mleko nie jest wytrzymałościowym hardcorem jak sklepowe UHT, dlatego też najlepiej spożywać je od razu po zrobieniu. Koniecznie należy je trzymać w lodówce, gdzie może stać ok. 2 dni. Nie wiem czy wytrzymałoby więcej, gdyż ze względu na smak i znajomych lubiących moje wynalazki nigdy nie zostało u mnie dłużej:)

PS Przepraszam, że zaprzestałam tymczasowo tłumaczeń. Niestety, albo i stety oprócz rawfood szaleństwa jeszcze studiuję. Stąd też na informacje z festiwalu rosyjskich lekarzy witarian i wegetarian, a także kolejne filmiki trzeba cierpliwie poczekać. Pozdrawiam i zapraszam na kolejny post z serii wegański nabiał, który będzie poświęcony śmietanie;)

niedziela, 26 lutego 2012

11.) Z łbem słonecznika za pan brat


Mam mały domek. W oknie jest duży łeb słonecznika, ściany lśnią słoneczną żółcią i orzechowym brązem. Nie mam ogrodu. To znaczy mam, ale to las. Nieumiarkowany, nieregularny, nieokrzesany, dziki. Ale mnie się podoba. Wchodzę tam i kłuję się pokrzywami i kaleczę się o wystające gałęzie krzewów, ale sprawia mi to przyjemność. Kocham to, galopuję w przestworzach swojego ogrodu, a potem wracam do uporządkowanego domku, gdzie słonecznik wita się z orzechem i chlebak z piecem kaflowym. Robię herbatę, pamiętasz, mam taki stary czajnik i dwa wyszczerbione kubki. Pachnie u mnie wanilią i miodem.
Mam z nim dużo pracy, pomagasz mi, nawet nie wiesz jaka jestem Ci wdzięczna, to takie wspaniałe, mieć kogoś kto ci poukłada płyty. Kocham mój dom, praktycznie z niego nie wychodzę, a jak już wychodzę to koduję w sobie jego zapach. Kocham ten zapach. Kocham mój dom.
Ostatnio tez byłeś, pomogłeś zetrzeć kurze. Opowiadałam Ci o tym co odkryłeś o czarno białych fotografiach i przestarzałych figurkach. I wtedy powiedziałeś, że ktoś ma ładniejszy ogródek, że pielisz mu grządki i, że to takie piękne: siedzieć w grudkach ziemi i patrzeć jak dojrzewają i umierają kwiaty. Mówiłeś z takim przejęciem, oczy Ci się świeciły.
-Ogród to najwspanialsza rzecz na świecie, człowiek zawsze powraca na ogrody- dodawałeś z zapałem i uśmiechałeś się do słonecznika w moim oknie.
Nagle las zaczął mnie przerażać, mały domek stał się obcy, wanilia stała się mdła, słonecznik zbladł nieco i zapatrzył się na róg pokoju, gdzie suszy się bukiet kwiatów.
-Mój kochany słoneczniku- zwracam się do niego, ale on na mnie nie patrzy, nie słyszy
Ogród... Ogrody... Grządki... Grudki ziemi... – myślę z rozpaczą, mała figurka ołowianego żołnierzyka ląduje w kącie
Cieszę się, że pomagasz innym, naprawdę, chociaż brzmi to teraz sztucznie. Wiesz lubię jak mnie odwiedzasz, ale lubię tez jak opowiadają mi o Tobie sąsiadki, że bardzo im pomogłeś, że pozmiatałeś izdebki, że podlałeś kwiaty. Ale wiesz ogrodu nie będę miała, mimo to, że tak bardzo Ci się podobają, wiesz ja nie chcę nalepiać znaczków nie swojej roboty. Wychwalasz ogrody, ja mam las...
Las przestaje mi się podobać, a ogrody nigdy mi się nie podobały. Zostaje pustka, żołnierzyk w kącie i rozpruty miś, mdła wanilia, której zapachu nie mogę znieść i słonecznik, który już mnie nie kocha... Nie, nie zazdroszczę, może nie mam po prostu siły, żeby sama tworzyć, sama sprzątać swój domek, żeby sama poukładać sobie płyty nie zwracając uwagi na porady i komentarze.
Jestem słaba, oczy się szklą, ale taka jest prawda. A może po prostu nie gotowa.
Siedzą w swoim domku, zamiatam sień, przecieram zakurzone okładki książek i czekam, aż mi przejdzie, aż ogrody się ulotnią, a ja znajdę motywację do życia. Życia z bukietem suszonych kwiatów, ze słonecznikiem, wanilią i lasem, gdzie króluje pokrzywa i wilgotna paproć.


 Moje opowiadanie sprzed kilku lat. Często tęsknię za tym czasem. I choć byłam taka krucha, był to czas, który nadał mi kształt.

piątek, 17 lutego 2012

10.) ,,Szarlatanki"

Dzisiaj chciałabym podzielić się przepisem na bardzo prosty i smaczny surowy deser, a mianowicie na kuleczki o smaku szarlotki - stąd ich początkowa nazwa - ,,Szarlotanki", która natychmiastowo została zmieniona na ,,Szarlatanki" i tak się wśród moich znajomych przyjęła. Jest to mój autorski przepis, ale jest tak prosty, że nie zdziwiłabym się jakby już funkcjonował. Do ich zalet oprócz smaku zaliczyć można czas przygotowania - 5 minut, a także niski koszt składników - nie więcej niż 5 zł.




SKŁADNIKI
- pół kubka płatków owsianych (moczone kilka godzin do uzyskania kleistej konsystencji)
- jedno jabłko
- jedna - dwie łyżki miodu lub syropu z agawy
- cynamon
- można dodać również orzechy, rodzynki, pestki słonecznika...co kto lubi;) 

SPOSÓB PRZYGOTOWANIA
Do namoczonych płatków owsianych dodajemy starte jabłuszko, miód/syrop z agawy, cynamon i bakalie. Z powstałej masy robimy kuleczki. I gotowe.

Życzę smacznego!

czwartek, 16 lutego 2012

9.) Dzika róża

Muszę się pochwalić - jeszcze nigdy nie dostałam tylu róż co w tegoroczne Walentynki. Nawet nie zdołałam ich policzyć. Oczywiście mam na myśli owoce dzikiej róży, których otrzymałam całe wiaderko. To najwspanialszy prezent Walentynkowy jaki kiedykolwiek otrzymałam! Już wam mówię dlaczego.

Przede wszystkim dzika róża jest niewiarygodnie bogata w witaminę C - zawiera jej dziesięciokrotnie więcej niż czarna porzeczka. Wystarczą 2-3 owoce i nasze dzienne zapotrzebowanie na witaminę C zapewnione, a  skuteczność naturalnie występującej w dzikiej róży witaminy w porównaniu z syntetycznym odpowiednikiem jest trzy razy większa. Jedząc ją nawet w niedużych ilościach nie jest możliwe, aby się przeziębić. 
Dzika róża zawiera również garbniki, karotenoidy, kwasy organiczne, olejki eteryczne, cukry, pektyny. Ma działanie żółciopędne, a także lekko moczopędne i rozkurczające. Jest wykorzystywana przy leczeniu wątroby, nerek i chorób układu pokarmowego. 

Można ją spotkać wszędzie: w lesie, w parkach, a nawet w centrum miasta. Jako dowód powiem, że rośnie w Toruniu przy akademikach na starówce, czy też koło Cinema City. Choć lepiej użytkować jednak tę rosnącą z dala od samochodowego zgiełku. Ponadto jest odporna na mrozy i dlatego też można się nią żywić w zimie. 

I co najważniejsze dzika róża jest przepyszna. Dla mnie jej owoce są jak cukierki. Nie trzeba ich niczym doprawiać, jest słodka i pożywna. Można robić z niej przetwory, dżemy, pięknie ozdabia witariańskie i nie tylko witariańskie desery, nadaje się również do koktajli, sałatek. Z powodzeniem można ją również ususzyć, tak po prostu trzymając w temperaturze pokojowej. Jedyną wadą mogą być liczne, drobne pestki, których raczej nie należy połykać.

Ja znam i używam dwóch rodzajów dzikiej róży:

SZLACHETNA (to moje określenie)
Zawiera podobno więcej witaminy C od bulwiastego jej odpowiednika. Jest również słodsza i bardziej odporna na mrozy. Dojrzewa za to o wiele później - grudzień - luty



BULWIASTA (to moje określenie)
Powszechnie występująca, jak na dziką różę mało odporna na mrozy, może dlatego, że wcześniej robi się dojrzała - październik, listopad.


Bardzo dziwię się, dlaczego o niej zapominamy i dlaczego jej codziennie nie jemy. Nasi praprapradziadowie - ludzie pierwotni szybko poznali się na dzikiej róży i stanowiła ona codzienny element ich diety.

O dziwo niekiedy na targach jest sprzedawana jako ozdoba do wazonu. Kiedy jeszcze nie wiedziałam, gdzie rośnie, a spotkałam ją na targu i kupiłam kilka gałązek nie dowierzano mi, że to się je, nawet sprzedawca powiedział: ,,pierwsze słyszę!" Skorzystałam na tym, gdyż od miłego pana otrzymałam wszystkie dzikie róże, które odczepiły się od gałązek:) 

Dzika róża wpasowuje się również do koncepcji dopasowywania surowej diety do polskich warunków. Dowodzi, że mamy swoje rośliny potrzebne nam w naszym klimacie. Jest niezastąpiona zimową porą.

Podsumowując dzika róża jest najwspanialszym owocem na ziemi. Jest dostępna zimą, posiada niesamowite ilości potrzebnych nam dla zdrowia witamin oraz mikro i makroelementów, jest przepyszna w smaku i w dodatku nic nie kosztuje, gdyż jest dostępna niemal na każdym rogu.

PS Bardzo dziękuję za taki wspaniały prezent i pozdrawiam kochanego ,,darczyńcę";)


środa, 8 lutego 2012

8.) Wage Danielian

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wage Danieliana - tym razem nie Rosjanina a Ormianina. Chciałabym od czasu do czasu napisać coś o znanych w surowym świecie osobach.

Urodził się w 1920 roku w Konstantynopolu (Stambuł) w rodzinie popularnego lekarza. Niedługo potem jego rodzina ze względu na prześladowania Ormian w Turcji musiała wyemigrować do Armenii. Podczas II wojny światowej 4 lata spędził w niemieckiej niewoli. Kiedy w 1945 roku powrócił do ojczyzny, na drugi dzień po przyjeździe został aresztowany i zesłany na 15 lat robót na Syberii. Spędził w stalinowskim obozie 10 lat. Jak sam powiedział: ,,żyjąc 10 lat w piekle całkiem straciłem zdrowie". Po powrocie z zesłania, będąc pod wpływem książki Aterowa ,,Surojedzenie" (Атеров ,,Сыроедение") zaczął jeść na surowo i powrócił do pełni zdrowia. Od 1963 roku prowadził wiele wykładów na temat naturalnej medycyny (''натуральной'' или ''естественной гигиены''). Na jednym z nich w latach 80 był Igor Boutenko (mąż Wiktori Boutenko) i właśnie od Danieliana familia Boutenko po raz pierwszy usłyszała o surowej diecie.
Obok prowadzenia wykładów Danielian pracował jako tłumacz. Biegle włada angielskim, niemieckim, francuskim, rosyjskim. Co ciekawe świetnie także gra na skrzypcach.
Od 1963 roku zaczął również aktywnie biegać - brał udział w wielu maratonach. Twierdzi, że bieganie daje taki sam efekt jak głodówka.
Obecnie ma 92 lata i trzyma się świetnie. Surowo żywi się od ok. 50 lat. Wydaje mi się, że jest jedną z najstarszych osób, która określa się mianem ,,witarianina".  

Zdjęcie z 2009 r. Całkiem nieźle jak na 89 lat, prawda?
 korzysałam z: syroedenie.com, gladworld.ru

środa, 1 lutego 2012

7.) Wiktoria Boutenko po rosyjsku

W jednym z postów na tym blogu napisałam o moich planach, aby tłumaczyć z języka rosyjskiego filmiki o surowej diecie. Dzisiaj wprowadziłam to w czyn. 
Jak tylko znalazłam na youtube fragment wykładu Wiktorii Boutenko, wiedziałam, że to będzie pierwszy filmik z serii ,,przeze mnie tłumaczone". O Wiktorii pisałam już w poście o zielonych koktajlach. Jest mi ona niezwykle bliska, ze względu na fakt, że to właśnie od niej i jej warsztatów wszystko się zaczęło. 
Wykład Wiktorii ,,Żywieniowa katastrofa" to niezwykle ciekawie opowiedziana historia o tym, dlaczego jemy tak jak jemy. Co wpłynęło na zmianę diety całej ludzkości i co ma z tym wspólnego Napoleon?



Chciałabym również zaznaczyć, że po raz pierwszy używałam programu do tworzenia napisów i nie jestem jeszcze w nim biegła, stąd też mogą się pojawić pewne błędy techniczne, za co z góry przepraszam.