wtorek, 31 marca 2015

61.) SAMOLECZENIE WZROKU. Kilka przyjemnych nawyków. [13]

Coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że w dyscyplinie nie ma wytrwałości. Znajduje się ona za to w przyjemności, miłości do siebie, radości. Można wciąż się dyscyplinować i desperacko ćwiczyć, ale zawsze się to zakończy kryzysem i prędzej czy później porzucimy ćwiczenia i nie dojdziemy do oczekiwanego efektu lub też rezultaty są nieutrwalone i wracamy do stanu wyjściowego z frustracją, poczuciem przegranej skarżąc się na swoją słabą wolę. Przerabiałam to wielokrotnie i to oddalało mnie od realizacji moich marzeń. Moim zdaniem nie tędy droga, kiedy w bólach liczymy powtórzenia ćwiczeń, zmuszamy się do robienia czegoś i wciąż patrzymy na zegarek jak długo jeszcze. Tak dzieje się, kiedy nie kochamy tego, co robimy. Tylko pasja sprawia, że możemy coś robić regularnie, z przyjemnością, uśmiechem, bez liczenia czasu, a efekty dzieją się same, są takim efektem ubocznym naszego pozytywnego nastroju i tego, co robimy w miłości do siebie. W jaki sposób polubić nasze wysiłki do osiągnięcia założonego przez nas rezlutatu? Według mnie warto skupić się na swojej przyjemności i dopasowywać je do siebie zamiast siebie do ćwiczeń. Jeżeli jakiegoś ćwiczenia nie lubię, nie robię go, zastepuję go innym lub w ogóle sobie odpuszczam. Na przykład ćwiczenia ze słońcem rodem z Norbiekova nie za bardzo mi wychodzą, zastępuję je jednak bujaniem się wg zaleceń Batesa, co sprawia mi wielką przyjemność. Ciekawym sposobem jest dla mnie również ćwiczenie w międzyczasie. Smażę na przykład naleśniki, a pomiędzy jednym a drugim rozgrzewam po kolei wszystkie stawy. Wycieranie się ręcznikiem łaczę z masażem ciała, pójście do sklepu (jak to dobrze, że mam do niego kilka km) z przejażdżką na rowerze itp. To sprawia,  że ćwiczenia za które może bym się nawet nie zabrała stają się bezwysiłkowe. Oto kilka przykładów bezwysiłkowych ćwiczeń wzroku/przyjemności, które udało mi się przez te kilka tygodni zgromadzić. Wszystkie za wyjątkiem pasjansów stosuję z powodzeniem w praktyce.

BUJANIE Zamiast ćwiczeń ze słońcem, które trudno jest mi realizować bujam się i to mnie bardzo cieszy. Do tej pory bujałam się w wersji na długo, ale na  krótko tez mi się podoba.
BUJANIE KRÓTKIE
Należy wybrać sobie dwa obiekty w polu widzenia, najlepiej niezbyt duże (mogą to być np. framuga okienna i oddalone drzewo czy fragment bloku). Ważne, aby jeden przedmiot znajdował się blisko, a drugi daleko.
    kołysanie ciała
  1. Stajemy w szerokim rozkroku, ok. 1 m przed oknem, opuszczamy ramiona i barki, rozluźniamy szyję i zaczynamy powoli kołysać ciałem, zmieniając rytmicznie ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Głowa pozostaje nieruchoma w stosunku do ramion i razem z nimi wykonuje ruch podobny do wahadła zegara.
  2. Patrzymy prosto przed siebie nie starając się widzieć ostro ani przedmiotu bliskiego ani dalekiego. Staramy się rozluźnić - patrzeć, ale nie widzieć.
  3. Zauważmy, że w czasie przechylania się w prawo, przedmiot bliski (framuga) przesuwa się w lewo w stosunku do przedmiotu odległego (np. drzewa). W przypadku ruchu w lewo jest na odwrót - przedmiot bliski pozornie porusza się w prawo w stosunku do obiektu odległego.
  4. Po ok. 10 przechyleniach, zamykamy oczy i ciągle wyobrażając sobie pozorny ruch obiektów, kontynuujemy bujanie się ciałem. Następnie otwieramy oczy i ponownie obserwujemy ruchy obiektów. Po kilku przechyłach ponownie zamykamy oczy i bujając się oczyma wyobraźni obserwujemy pozorny ruch bliskiego obiektu. 
BUJANIE DŁUGIE
  1. Stajemy w lekkim rozkroku i trzymając ręce na biodrach, wykonując pełne skręty bioder, tułowia i głowy.
  2. Przy skręcie w lewo, ciężar ciała zostaje przesunięty na lewą stopę, zaś prawa pięta zostaje lekko uniesiona do góry i nasza prawa stopa dotyka podłoża przednią swoją częścią (palcami).
  3. Przy skręcie w prawo, ciężar ciała zostaje przesunięty na prawą stopę, zaś lewa pięta zostaje lekko uniesiona do góry i nasza lewa stopa dotyka podłoża przednią swoją częścią (palcami).
  4. Ruch rozpoczynamy oczami, po czym kontynuujemy ruch tułowiem, biodrami i całym ciałem. Po rozpoczęciu ruchu, wzrok pozostaje nieruchomy jednak możemy swobodnie mrugać oczami.
  5. Nie należy zwracać uwagi na jakiekolwiek obiekty w poruszającym się polu widzenia. Oczy wykonują wędrówkę po okręgu i należy całkowicie biernie pozwolić przesuwać się obrazom, bez najmniejszych prób zobaczenia tego, co się aktualnie przesuwa.
 (Rysunek oraz opis bujania pochodzi z portalu www.jogaoczu.pl Jest to strona,  którą serdecznie polecam)

MRUGANIE
Szybkie, a zarazem delikatne mruganie. Można to robić zawsze, kiedy tylko pamiętamy, a nasze oko nawilża się i widzimy lepiej.

ZIEWANIE
Ziewanie poprawia nasze widzenie. Dotlenia nasz mózg i nawilża oczy.

PATRZENIE W DAL
Jeżeli akurat pamiętamy - spójrzmy w dal najlepiej na zielone - łąkę, drzewa itp. Nic łatwiejszego, a jednak dajemy ulgę oczom.


ćwiczenia dla zmęczonych oczuPALMING - perełka cwiczeń relaksacyjnych oczu zaproponowana przez dr Batesa. Jeden z jego pacjentów po osiemdziesiątce nie zrozumiał do końca zaleceń dotyczących ilości wykonywanych ćwiczeń i wykonywał palming przez 20 godzin, bez jedzenia z przerwą na spanie. Po jednej takiej sesji jego wzrok uległ takiej poprawie, że sam Bates nie mógł w to uwierzyć. Od razu po wykonaniu tego ćwiczenia widzimy lepiej, wyraźniej. Można palmingować bez ograniczeń jeżeli chodzi o czas i ilość. To świetny nawyk niezależnie od tego gdzie jesteśmy i co robimy. Można wykonywać go na leżąco lub siedząco. Ja często wybieram tę pierwszą wersję i niekiedy relaksuję się aż do mikrodrzemki. Oto jak się wykonuje palming.




Przysuń się do stołu lub biurka i oprzyj na nim oba łokcie. Plecy i kark utrzymuj w jednej linii, nie pochylaj głowy do przodu. By zachować prawidłową postawę, możesz pod łokcie podłożyć książki.
  • Rozgrzej dłonie, pocierając je energicznie wzajemnie o siebie.
  • Połóż rozgrzane dłonie na otwartych oczach. Palce obydwu dłoni powinny zachodzić na siebie i krzyżować się na środku czoła. Zamknij oczy. Nie dotykaj zamkniętych powiek, nie uciskaj nosa.
  • Staraj się przywołać w pamięci jakieś miłe wydarzenie, np. spacer, coś, co sprawiło ci przyjemność.
  • Po pewnym czasie zaczniesz widzieć przed zamkniętymi oczami czerń. Im będzie głębsza, tym lepszy efekt ćwiczenia.
  • Otwórz oczy, mrugając nimi. Posiedź jeszcze chwilkę, a przed wstaniem oddychaj głęboko i powoli.

TRZYMANIE RĄK NA POTYLICY


Siostra mojej znajomej poprawiła wzrok o ok. 2 dioptrie tylko i wyłącznie za pomocą trzymania rąk na potylicy. Żadnych ćwiczeń, wygibasów, diet, po prostu tak często jak tylko mogła kładła dlonie na tył głowy w sposób pokazany na obrazku.
Z tyłu głowy znajdują się miejsca w mózgu odpowiadające oczom. Pozycja ta dobrze relaksuje, można nawet w taki sposób spać.
Działa, a taaaaaaaaakie to przyjemne!

ODDYCHANIE OCZAMI

To już z Norbekova. Niezależnie od tego czy mamy oczy zamknięte czy otwarte wyobrażmy sobie przepływ przez nie powietrza. Przy wdechu napełniamy całe ciało przez oczy światłem i przyjemnym, orzeźwiającym chłodem, a z wydechem wypuszczamy ciepłe powietrze, które jest trochę ciemniejsze. Można to ćwiczenie wykonywac zawsze, właściwie bez żadnego wysiłku.

PASJANS

Kojący wpływ na oczy ma również stawianie pasjansa (byle nie na komputerze, a w sposób tradycyjny) Patrzymy wtedy na karty w sposób, który relaksuje oczy.  Nie mam tu żadnego do polecenia z własnej praktki, gdyż dopiero zamierzam z nimi podziałać. Na tych stronach znajdują się zasady pasjansów, których rodzajów jest naprawdę wiele.
http://www.destro.pl/rozrywka/jak-stawiac-pasjansa/
http://www.dobra-rada.pl/gra-w-pasjansa-porady-i-triki_1450
http://tipy.interia.pl/artykul_7474,jak-ulozyc-pasjans-stary-zegar.html
http://www.pasjans.org/pasjanse/ 

Życzę wszystkim dużo miłości, przyjemności i realizacji marzeń!

niedziela, 29 marca 2015

60.) SAMOLECZENIE WZROKU. Madrość plemienia NA'vi z Pandory. [12]

Ostatnio przyszedł mi na myśl film Avatar, gdzie ,,kocham Cię" w języku Na'vi w tłumaczeniu oznacza ,,Widzę Cię". Dobrze widzieć oznacza akceptować swoje życie, kochać je po prostu. Życzę wszystkim miłości. A przed wami krótka scenka i piosenka.


I see you
I see you
Walking through a dream, I see you
My light in darkness, breathing hope of new life
Now I live through you and you through me, enchanted
I pray in my heart that this dream never ends
I see me through your eyes
Breathing new life, flying high
Your love shines the way into paradise
So I offer my life as a sacrifice
I live through your love
You teach me how to see all that's beautiful
My senses touch a world I never pictured
Now I give my hope to you, I surrender
I pray in my heart that this world never ends
I see me through your eyes
Breathing new life, flying high
Your love shines the way into paradise
So I offer my life, I offer my love, for you
When my heart was never open
(And my spirit never free)
To the world that you have shown me
But my eyes could not envision
All the colors of love and of life evermore
Evermore
(I see me through your eyes)
I see me through your eyes
(Living new life flying high)
Flying high
Your love shines the way into paradise
So I offer my life as a sacrifice
And live through your love
And live through your life
I see you
I see you




piątek, 27 marca 2015

59.) SAMOLECZENIE WZROKU. Masaż oczu. [11]


Moim ostatnim odkryciem jest znaleziony w sieci filmik demonstrujący masaż oczu dla poprawy wzroku. Filmik prowadzony przez obłędnego człowieka, z ciekawości zajrzałam na jego stronę. Jest to ścisły umysł, pracownik naukowy i pasjonata zdrowego stylu życia. Surojed od ładnych kilku lat. Ale wracając do masażu, zaciekawiło mnie, więc spróbowałam na sobie i bardzo mi się spodobało. Generalnie chyba trafiło w moment, bo wzrok mi właśnie rusza i każdego dnia widzę lepiej, także mam z tym masażem dobre skojarzenie.
Oto filmik:


A dla praktyki umieszczam tu spis czynności.
1. Rozgrzewamy dłonie 2. Środkowym palcem masujemy punkt pomiędzy brwiami 3. Nakładamy trzy palce na każdą z brwi i masujemy górną część oczodołu 4. Środkowymi palcami masujemy punkt pod oczami znajdujący się koło nasady nosa (punkty wyrazistego widzenia) 5. Środkowymi palcami masujemy punkty na skroniach 6. Środkowymi palcami masujemy górne kąciki małżowiny usznej 7. Środkowymi palcami masujemy okolice młoteczka 8. Masujemy płatki małżowiny usznej 9. Rozgrzewamy dłonie i poduszkami dłoni, pulsacyjnie, to nakrywamy na oczy to zdejmujemy. 10. Rozgrzewamy dłonie, nakładamy na oczy i trzymamy w takiej pozycji 11. Wiercimy dłońmi delikatnie naciskając oczodoły 12. Rozgrzewamy dłonie i wszystkimi palcami masujemy całą gałkę oczną (wygląda przerażająco, ale jest bardzo przyjemne) 13. Rozgrzewamy dłonie i za pomocą palca wskazującego i środkowego naciskamy górną część oczodołu i rozpoczynamy wibrowanie, jednocześnie delikatnie przemieszczając gałkę oczną ku dołowi 14. Umieszczamy palce po bokach i wibrujemy, przesuwając gałkę oczną w stronę nosa. 15. Umieszczamy palce na dole gałki ocznej i wibrujemy do góry 16. Umieszczamy palce środkowe pomiędzy nosem, a gałkami ocznymi i zaczynamy wibrować próbując przesunąć gałkę oczną na zewnątrz 17. Rozgrzewamy ręce i relaksujemy oczy (a la palming) 18. Przykładamy palce pod oczy i na przemian to dociskam to zwalniamy nacisk 19. W ten sam sposób (pulsacyjnie) środkowymi palcami dociskamy oczy po bokach. 20. Palce wskazujące kładziemy poziomo po bokach oczu i delikatnie uciskamy. 21. Kciukami zaczynamy uciskać górną część oczodołów, przemieszczając się od boków do styku brwi 22. Palcami wskazującym i środkowym uciskamy na górną część nosa 23. Prawą stroną kciuków naciskamy pod oczami (na punkty wyrazistego widzenia), poruszamy nimi 24. Wciąż trzymając kciuki otwieramy oczy i patrzymy w dal. 25. Zamykamy oczy i naciskamy na punkty wyrazistego widzenia środkowymi palcami 26. To samo palcami wskazującymi 27. Znowu środkowymi palcami uciskamy wzdłuż linii nosa, a następnie po punktach 28. Rozgrzewamy dłonie i naciskamy opuszkami kciuków na dziąsła (niedaleko nozdrzy), najpierw kciukami ustawionymi w dół, a następnie w górę. 29. Rozgrzewamy dłonie, poduszkami dłoni zakrywamy oczy 30. Głaszczemy sobie potylicę 31. Dłońmi zakrywamy całą twarz i się relaksujemy.

* * *
Ostatnio odwiedziłam znajomch i zostałam przez nich niezwykle zainspirowana, otrzymałam też wiele ciekawych informacji dotyczących leczenia wzroku. Bardzo dziękuję Eli i Pawłowi i zapraszam do wspólnego odkrywania w sobie umiejętności wyraźnego widzenia. Doskonały wzrok to stan dla nas naturalny!

wtorek, 24 marca 2015

58.) SAMOLECZENIE WZROKU. Efekty po 2 tygodniach ćwiczeń. [10]


Mijają już dwa tygodnie ćwiczeń, a ja nie czuję czasu, za to czuję efekty. Moje oczy ruszają z kopyta. Czuję, że widzę lepiej. Na pewno to za sprawą ćwiczeń, ale i bezchmurna pogoda, słońce również pomagają. Niestety nie wiem w jaki sposób mierzyć efekty, gdyż praktyka pokazuje, że widzi się o każdej porze dnia inaczej to po pierwsze, a po drugie ze względu na brak okulistycznych przyrządów nie jestem w stanie powiedzieć jak to jest z dioptriami.  Problem w ocenie postepów polega też na tym, że nawet jeżeli mój wzrok poprawił się z -8,5 do -7,0 jest to wada na tyle duża, że wciaż utrudnia życie, więc trudno nawet samej mnie powiedzieć jak to tak naprawdę z moimi oczami jest. W każdym razie noszę obecnie minus siódemki, a od poniedziałku startuję z -5,5 dioptrii, bo widzenie coraz lepsze, więc trzeba iść do przodu. Zresztą coraz częściej zdarza mi się chodzić w ogóle bez okularów.
Choć słoneczko dopisuje, ćwiczenia ze słońcem w moim wydaniu to klapa, nie udaje mi się ich robić. Podobnie jest z wyobrażeniami odczuć ciepła i chłodu i przemieszczaniem ich spod gałek ocznych do potylicy i z powrotem. Nie czuję się gotowa do takich wyobrażeniówek. Reszta, a więc ćwiczenia akomodacyjne, z tablicą i ćwiczenia mięśni oczu sprawdzają się i działają. Dołączyłam do tego ostatnio masaż oczu. Łączę również ćwiczenia relaksacyjne z afirmacjami i często wtedy zasypiam, co jest niesamowicie przyjemne. Muszę tutaj również przyznać się do jednej z wad mojego charakteru – jestem niczym wiewiórka z Epoki Lodowcowej napalona na orzeszka, a moje opinie i analizy w sytuacji, kiedy jestem czymś absolutnie podjarana mogą być dalekie od rzeczywistości. Czyli często zdarza mi się (zazwyczaj mimowolnie) koloryzować.
Wspaniały nastrój się jednak utrzymuje, więc czego chcieć więcej. Z serdecznym pozdrowieniem i życzeniami zdrowia i pomyślności. Następne wieści dotyczące efektów zapodam po miesiącu ćwiczeń. Mam nadzieję, że będą bardziej mierzalne.

A na deser suficka przypowieść o ECHO:

Tata i syn poszli raz w góry, i syn uderzył się o kamień. 
- AAAAAAA - krzyknął
I zaskoczony, usłyszał:
   - AAAAAAA.
   Chłopiec zapytał:
   - Kim jesteś?
   W odpowiedzi usłyszał:
   - Kim jesteś?
   Wzburzony taką odpowiedzią,chłopiec krzyczy:
   - Tchórz!
   Odpowiedź::
   - Tchórz!
   Chłopiec zapytał ojca: "Co się dzieje?"
   Jego ojciec uśmiechnął się i powiedział: "Posłuchaj mnie uważnie".
  Ojciec woła górę:
- Szanuję cię!
I dochodzi odpowiedź:
- Szanuję cię!
- Jesteś najlepszy.
I góra odpowiada:
- Jesteś najlepszy.
  Tata wyjaśnił chłopcu: "To zjawisko nazywa się"echo", ale w rzeczywistości, to się nazywa życie... Ono daje wszystko, co mówisz.

* * *
Heeeeeeeej, góro, widzę wyraaaaźnie!

sobota, 21 marca 2015

57.) NEVROZ PIROZ BE!



NEVROZ PIROZ BE - czyli kurdyjskie szcześliwego Nowego Roku!
Równonoc wiosenna to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń w roku, przynajmniej jeżeli chodzi o wierzenia plemienne praktycznie wszystkich kultur, także naszej słowiańskiej. Dwa lata temu miałam niesamowitą możliwość zobaczyć jak obchodzona jest ta uroczystość wśród Kurdów – uczestniczyłam w obchodach Nevrozu w kurdyjskim mieście na wschodzie Turcji - Diyarbakır

Newroz – przypada na czas przesilenia wiosennego i stanowi najświętszy dzień zaratusztriańskiego roku religijnego, a zarazem najważniejsze kurdyjskie święto narodowe. Symbolizuje oczekiwanie na Ostatni Dzień, w którym nastąpi triumf prawości i który stanie się równocześnie Nowym Dniem wiecznego życia. Obchodzone 21 marca święto to uroczyste spotkanie całej wspólnoty kurdyjskiej danego regionu, wsi czy miasta. Palone są ogniska, organizowane są pikniki, a całość uświetniają kurdyjskie narodowe stroje i zbiorowe tańce - halay. Na Newroz układa się specjalne wiersze, sceny teatralne, komponuje piosenki, wszystkie o radosnej tematyce. Oprócz śpiewów gra się na instrumentach narodowych, czyli na bębnie, długim rozszerzonym u dołu flecie oraz buzuku. Wspólnym zabawom trwającym do zmroku towarzyszą krótkie prelekcje dotyczące dziejów narodu. Z uwagi na fakt, że kultura kurdyjska przez całe lata była dyskryminowana, obchody kurdyjskiego Nowego Roku nabrały politycznego znaczenia. Organizacja Newrozu była zakazana, świętowanie było więc formą społecznego sprzeciwu wobec politycznego i kulturalnego ucisku. Na obchodach pojawiają się transparenty z hasłami o odwiecznej walce Kurdów o wolny Kurdystan, we włosach kobiet wplatane są trójkolorowe wstążki w kolorach flagi Kurdystanu, zdarza się, że dzieci ubrane w narodowe stroje, na serdakach mają wszyty napis PKK, a świętujący przynoszą ze sobą zdjęcia Apo – Abdullaha Ocalana. Stolicą Newrozu stał się Diyarbakır – miasto leżące w południowo-wschodniej Turcji nad rzeką Tygrys, zamieszkałe w większości przez ludność kurdyjską, gdzie co roku z okazji Newrozu gromadzi się ponad milion ludzi. Dopiero od 2000 roku obchody można w Turcji legalnie organizować pod nazwą Newruz i jako święto tureckie.
Trochę polityczny opis, gdyż pochodzi z mojej pracy licencjackiej ze stosunków międzynarodowych, gdzie pisałam o idei państwa kurdyjskiego.
Piękne zbiorowe tańce - halay!

Wspominam 21 marca 2013 roku jako naprawdę magiczny, śniade dzieci o jasnych oczach, kolorowe stroje, ogniska i skoki przez nie, tańce zbiorowe, które trochę przypominają nasze słowiańskie korowody. W ogóle przyglądając się Kurdom powracam zawsze myślami do Słowian, bo czuję jakąś więź między nami. Co ciekawe są doniesienia naukowe, gdzie Kurdowie ze względu na swoją fizjonomię są zaliczani do Słowian, istnieją również intrygujące zbieżności językowe – liczebniki, nazwy zwierząt. Nie jest to jednak sprawa zbadana, ani też najważniejsza.
Ważny i piękny jest pierwszy dzień wiosny! W tym roku wyjątkowo okraszony zaćmieniem słońca. Życzę wszystkim z tej okazji wspaniałego sezonu, szczęścia, zdrowia i pomyślności!
A ja słowiańskim zwyczajem (rosyjska maslennica) okraszę ten dzień naleśnikami!

piątek, 20 marca 2015

56.) ALTERNATYWY DLA SZAMPONU

Na moim blogu zrobiło się ostatnio bardzo okulistycznie. Żeby trochę odświeżyć głowę (dosłownie i w przenośni) coś z innej beczki. 
Spieszę donieść, że nie jesteśmy skazani na używnie drogich i wypchanyh po brzegi chemią szamponów. Istnieją domowe sposoby mycia włosów bez chemii.
W internecie roi się od pomysłów zastąpienia szamponu. Efekt niestety dosyć często jest mizerny i nie skłania do zmiany pięknie pchnącego produktu z drogerii. Mnie jednak, metodą prób i błędów udało się znaleźć dwa sposoby, które w pełni mnie satysfakcjonują. Nie widzę różnicy jeżeli chodzi o ich miekkość i gładkość w porównianiu ze zwykłym szamponem, natomiast gęstnieją, zdrowieją i rzadziej się przetłuszczają.

1.)  METODA DOMOWA (orzechy piorące+soda+ocet jabłkowy)


Na poczatku garść orzechów pioracych zagotowuję i przelewam uzyskany roztwór do słoika. Głowę myję nad miską z ciepłą wodą, uzywając do tego kubeczka. Polewam kilka-kilkanaście razy włosy roztworem. Następnie wcieram sodę i ponownie polewam. Sodowo-orzechową wodę wykorzystuję później do drobnego ręcznego prania.
Następnie do kubka wlewam ocet jabłkowy (tu można przeczytać jak go wykonać) i także nad miską kilka-kilknaście razy polewam głowę. Włosy stają się już teraz aksamitnie miękkie. Niesamowicie przyjemne uczucie. Następnie spłukuję włosy ciepłą wodą. I gotowe!  

2.) METODA PODWÓRKOWA (glina)
Zaskokująco odtłuszczająco i myjąco na włosy działa glina. Jest to odkrycie rodem z budowy słomiano-glinianego domku, w której to mieliśmy okazję uczestniczyć latem. Glinę mieszamy z woda, dobrze rozrabiamy i robimy czapkę na włosy. Wygląda przesympatycznie, a efekt po spłukaniu po prostu zdumiewa. Włosy są czyściutkie. Glina do tego stopnia jest skuteczna, że częste mycie może wysuszac włosy i skórę. Gwarantuję jednak, że jako środek myjący na wakacje przy zastosowaniu raz w tygodniu i myciu się w rzece sprawdza się wyśmienicie.


środa, 18 marca 2015

55.) SAMOLECZENIE WZROKU. Anegdota ze Świątyni Czcicieli Ognia. [9]

Kolejna dawka inspiracji z książki ,,Osioł w okularach" Norbiekowa. Została mi przeczytana przez moich znajomych zanim sama książka do mnie dotarła, więc mam do tej historii szczególny sentyment. Uwaga - mocno inspiruje! Z serdecznym pozdrowieniem dla Eli i Pawła!

Pewnego razu mój kolega, wskazując na jakiegoś pacjenta, powiedział: „Ten człowiek jest zdrowy”. Nie uwierzyłem mu, ponieważ dobrze go znałem. Mówił o byłym ministrze, który już od wielu lat cierpiał na przewlekłą formę choroby Parkinsona. Czy wiesz, że jest to porażenie mózgowe? Jeden z symptomów tej choroby przejawia się jako całkowity brak mimiki – twarz staje się jak maska.
Badając go zgodnie z pełną procedurą, doszedłem do wniosku, że jest on rzeczywiście zdrowy. Zapytałem więc: „Gdzie i jak się leczył?”. Opowiedział mi wtedy o jakiejś Świątyni, ale uczciwie mówiąc, potraktowałem to wówczas jako coś bez szczególnego znaczenia. Chociaż wszystko zapisałem, to po jakimś czasie całkowicie o tym zapomniałem.

Następnego roku, w ramach badań profilaktycznych stwierdziłem, że przyłączyło się do niego czterech poważanych staruszków. Od wielu lat cierpieli oni na nieuleczalne choroby, a teraz byli „jak ogóreczki”. Okazało się, że minister-emeryt wysłał ich tam, gdzie sam się leczył.
Teraz ja byłem poważnie zakłopotany. To wszystko nie mieściło się w ramach mojego światopoglądu, który kształtował się przez lata praktyki. Tym razem wypytałem szczegółowo o wszystko i dokładnie zapisałem.

Otóż okazało się, że w górach jest Świątynia Czcicieli Ognia, do której na czterdzieści dni przyjmowano grupę ludzi pragnących się leczyć. Ma to miejsce głównie latem, ponieważ zimą nie można tam dotrzeć. Podjąłem decyzję odwiedzenia tego przybytku i zobaczenia na własne oczy tych cudownych ozdrowień. Umówiłem się z moimi przyjaciółmi: reżyserem i teleoperatorem, że pojedziemy tam razem. Pracowali oni dla republikańskiej telewizji i tworzyli program „Świat wokół nas”.
Dotarliśmy na miejsce spotkania w umówionym dniu, przed nocą. Nasz samochód już odjechał, więc obiecano nam transport na dalszą podróż. Wkrótce okazało się, że transportem tym są osły, a do Świątyni prowadzi górska ścieżka o długości 26 km, którą trzeba przebyć pieszo lub na osłach. Niestety, ponieważ przyjechaliśmy najpóźniej, więc dla nas trzech pozostały dwa osły.
Zacząłem motywować moich kompanów mówiąc: „Czy kiedykolwiek chodziliście po górach? Więc spróbujmy”. Operator był raczej ociężałym mężczyzną, ważył około 130 kg, miał pięć podbródków i ogromny brzuch, ale pomimo tego okazał się człowiekiem całkiem żwawym, do tego z nutą romantyzmu. Tak więc większością głosów pomyślnie pokonaliśmy pierwszą „przeszkodę” – załadowaliśmy na osły cały sprzęt i poszliśmy. Ja pierwszy zacząłem popłakiwać, ponieważ miałem miejskie pantofle, które zdarły się bardzo szybko. Zaczęły boleć mnie nogi ale pomimo to szedłem i myślałem: „Jeżeli taką chorobę wyleczę, to zapiszę każdą receptę i w mieście będę wielkim lekarzem”.
Potem, przeszedłszy dziesięć kilometrów, operator usiadł pośrodku drogi i powiedział:
- Dosyć! Nawet gdy mnie zabijecie, idę z powrotem. Zaczęliśmy więc go uspokajać:
- Jaka jest różnica, gdzie pójdziesz? Jeśli zawrócisz, to masz przed sobą 10 km, a jeśli pójdziesz naprzód, to tyle samo. Więc lepiej już iść naprzód! Namówiliśmy go.
Na miejsce dotarliśmy koło północy. Ulokowano nas i urządzono. Następnego dnia obudziliśmy się o godzinie 11. Zebrano wszystkich i powiedziano:
- Prosimy, żebyście w naszej Świątyni nie grzeszyli, kto nie spełni prośby, będzie pomagał nam w gospodarstwie nosząc wodę.
Okazało się, że w tej Świątyni grzechem jest już pochmurny nastrój. Właśnie zwróciłem uwagę na mnichów chodzą z takim lekkim uśmieszkiem i są całkowicie wyprostowani, jak cyprysy, a mówiąc dokładniej, jakby połknęli kij. Tak więc chodząc po Świątyni powinniśmy cały czas się uśmiechać. Wysłuchaliśmy wszystkiego, trochę pouśmiechaliśmy się, ale po dwóch minutach przeważyło stare przyzwyczajenie chodzenia z miejską fizjonomią, czyli z wiecznie kwaśną i niezadowoloną miną.
W ogóle to oczekiwałem, że zobaczę pozłacane kopuły i tym podobne, a znalazłem tam takie małe, schludne domki i tyle. Prawdą jest, że u nich stale pali się ogień, który czczą podobnie jak i Słońce. Ale zupełnie nie przypomina to Świątyni.
Zdarzyło się kiedyś, że mnisi znaleźli takie miejsce gdzie spod ziemi wypływa naturalny gaz, więc tu, na szczycie skały założyli swoją Świątynię. Zacząłem wypytywać:
- Kiedy zaczniecie przyjmować chorych, stawiać diagnozy? Kiedy zaczniecie leczyć?
Mnisi kompletnie nami i naszymi chorobami się nie zajmowali. Mało tego, okazało się, że nie możemy wyjechać ze świątyni, w której nikt nigdy nikogo nie leczył i leczyć : zamierza! Do tego trzeba jeszcze chodzić z głupawym śmiechem na twarzy, kiedy we wnętrzu wszystko bulgocze ze złości i niezadowolenia!
Widzę, że operator patrzy na mnie jakoś zaczepnie, by coś zamierzał, natomiast reżyser z ironią rzuca:
- Dokąd nas przyprowadziłeś, ty nieszczęsny mądralo? ja sam, to co?!
Dopiero potem zaczęło się coś dziać. Człowiek piętnaście, może trzydzieści razy szedł po wodę. Mnie też się oberwało, ponieważ… tak ogólnie, sami rozumiecie! Musiałem więc „pomagać w gospodarstwie”, betonowa skała miała sześćset metrów wysokości, natomiast serpentyną droga miała 4 km tam i 4 km z powrotem. To po takiej drodze wspinaliśmy się tu zeszłej nocy?! Gdy to zobaczyłem, o mało nie fiknąłem!
Koniecznie trzeba było ze sobą nieść szesnaście litrów wody, a do tego sam dzban ważył pięć kilogramów. Ogólnie rzecz biorąc musieliśmy dźwigać do góry tą drogą 21 kg. W takich warunkach najwygodniej nieść ładunek na głowie. Właśnie wtedy poznałem prawdziwe przeznaczenie kręgosłupa, tzn. kręgosłup jest potrzebny, żeby głowa nie spadła w majtki!
Wyruszyłem po raz pierwszy i powróciłem do Świątyni około godziny czwartej-piątej wieczorem, bardzo zmęczony, ale z uśmiechem na twarzy na wszelki wypadek. Wtem podchodzi do mnie jeden z mnichów i życzliwie mówi:
- Proszę zejść jeszcze raz.
- Dlaczego?! Przecież już schodziłem!!! — i czuję, że z przerażenia zaczynają się u mnie bóle porodowe, pomimo tego, że jestem mężczyzną!
- Kiedy wspinałeś się, to przyniosłeś ze sobą grzech.
- Nie, uśmiechałem się! – z rozpaczy zacząłem się sprzeczać. Wyobraź sobie proszę, że właśnie przeszedłeś 8 km, a poprzedniego dnia – 26 km, bez kolacji, bez śniadania, bez obiadu. Nogi są potłuczone, opuchnięte, jęczą ze zmęczenia, a tu ci mówią „jeszcze raz”! Można zdechnąć!!!
- Idę, ale jeszcze wam pokażę.
W jednym z okien zobaczyłem obserwatora z lornetą i zrozumiałem, że spory są bezsensowne. Wszystkich, którzy wspinali się z ładunkiem, miał jak na dłoni. Musieliśmy więc iść z powrotem. Szedłem na dół, przypominając sobie czasem swoją głupotę i gwałtownie krzycząc: „A-a-a…!!!” Trafiłem chyba do jakiegoś miejsca, gdzie siedzą idioci i pastwią się nade mną!!!
Teraz uśmiechałem się bestialskim uśmiechem i każdemu idącemu z naprzeciwka mówiłem: „Uśmiechaj się  kretynie, oni patrzą z góry przez teleskop!
Tu okazało się dlaczego, kiedy zapytałem swoich pacjentów, czym i jak ich leczono, oni z uśmiechem unikali odpowiedzi mówiąc: „Zrozum, to trudno wyjaśnić”. Przed bramą złapałem się na tym, że jest już ciemno, ale uśmiecham się nadal. No i dobrze, bo może mają jeszcze przyrząd do widzenia w nocy?!
Głodny i wyczerpany, ledwie dowlokłem się do swojej pustelni i ledwie z ulgą westchnąłem, zdejmując z twarzy idiotyczny uśmiech (twarz też się zmęczyła!), kiedy nagle, za plecami poczułem na sobie czyjeś spojrzenie. Serce mi zamarło. Znów rozdziawiłem gębę po same uszy, gwałtownie obróciłem się i zobaczyłem… kogo, jak myślisz? – Siebie!
Okazało się, że na ścianie wisiało lustro. Zobaczyłem w nim twarz zmizerniałą, zakurzoną, ze śladami strużek potu i nienaturalnie szerokim uśmiechem. Otóż wtedy ogarnęła mnie histeria. Śmiałem się niepohamowanie i głośno. Policzki opadły, brzuch bolał, a ja w żaden sposób nie mogłem się uspokoić. Śmiałem się nad absurdalnością sytuacji, którą sam sobie stworzyłem.
Ten zgiełk sprawił, że przybiegli moi przyjaciele – operator z reżyserem, którzy również zaczęli rechotać, a potem, wyśmiawszy się do woli, jakoś dziwnie zaczęli na mnie spoglądać…
Z każdym dniem ludzi noszących wodę było coraz mniej i mniej. Po tygodniu nikt nie pozostał. Potem zebrano nas i powiedziano:
- Dziękujemy, że przynosicie światło do naszej Świątyni. Jeśli jest wam potrzebna woda, to możecie ją sobie wziąć. Tu, na terenie Świątyni otworzono furtkę i wskazano na kamienny domek. Część gościnna była oddzielona ścianą od części mnisiej. Okazało się, że wewnątrz tego domku jest zdrój. Zbudowano go, żeby zimą nie zamarzał. Natomiast dzban z wodą był specjalnie wymyślonym sposobem doprowadzenia prostej prawdy do głowy przez nogi.
Okazało się też, że każdy, kto przychodził do tej Świątyni, uważał się za mądrego, każdy miał swoje ambicje. Aby wybić z nas wszelkie naleciałości, służebnicy Świątyni wymyślili taki sposób „leczenia” pychy.
Ja również przyszedłem tam ze swoim statutem – oczytany, napakowany wiedzą i pewnymi zdolnościami, których nie mają inni. Oni to przygłupy, a ja jestem taki mądry! Jedynie tydzień zajęło „wytrzepanie” ze mnie całego tego szaleństwa. W ciągu jednego tygodnia zrobiono ze mnie człowieka!
Tam spotkałem się z samym sobą. Znów zaczęły mnie interesować kwiatki, żuczki, mrówki. Na czworaka pełzałem i obserwowałem jak one chodzą przebierając nóżkami. Wydawało mi się, że nagle poczułem się dzieckiem. Patrzę, a z innymi dzieją się te same rzeczy. Zapomnieliśmy o wszystkich swoich rangach, a najbardziej interesujące jest to, jak zauważyłem, iż kiedy wszyscy się uśmiechają, to miejska mimika, niegdyś dla nas normalna, teraz zaczynała być odczuwana jako „zboczenie”.
Czy widziałeś kiedykolwiek, żeby dorośli ludzie bawili się dziecięcymi grami? Śmiesznie, nieprawdaż? A myśmy grali i był to dla nas stan całkowicie naturalny.
Potem zacząłem zwracać uwagę na to, co mówią ludzie: „Ulżyło ci, zrobiło ci się lepiej”. Wiązałem to z pogodą, przyrodą… z górami itp! Lecz potem doszedłem do wniosku, że cała tajemnica jest związana z mimiką i postawą.
Czterdziestego dnia pobytu poszedłem do przeora Świątyni i powiedziałem: „Chcę tu zostać”.
—Synku, jesteś młody. Nie myśl, że jesteśmy tutaj dla dobrego życia. Mnisi, którzy się tu znajdują są słabymi ludźmi. Oni nie są w stanie pozostawać czyści pośród brudu. Synku, oni nie są przystosowywani do życia, są zmuszeni uciekać przed trudnościami. Istniejemy po to, żebyście mogli wziąć światło i ponieść je dalej w swojej duszy. Jesteście ludźmi silnymi, jesteście odporni.
Zacząłem coś mówić, a potem, w końcu powiedziałem: „Ale zapewne jestem jedynym z grupy, który przyszedł do Ciebie”.
-Mylisz się, jesteś jednym z ostatnich.
Okazało się, że prawie wszyscy z naszej grupy zdążyli już przedstawić przeorowi swoją prośbę o pozostanie. Rozumiesz to?
Po upływie czterdziestu dni opuściliśmy Świątynię. W drodze powrotnej spotkaliśmy grupę ludzi pragnących uzdrowienia, podobnie jak my czterdzieści dni wcześniej. Jołki połki! No i te gęby! To była wataha ludożerców, która się na nas rzuciła:
—Pomogło? Na co chorowałeś? Co dają? Czy wszystkim pomaga? Odpowiedziałem:
—Każdy otrzyma wedle zasług!
Patrzę to na nas — to na nich, to na nas – to na nich. My wszyscy się uśmiechamy…
Nagle poczułem, że odsuwam się. Oni też jakoś oddalają się od nas jak od trędowatych. Obok mnie, opierając się na ramionach swoich synów, stał osiemdziesięcioletni staruszek. Powiedział: „Czyżbyśmy byli tacy sami?!”
Kiedy przyjechałem do miasta, zobaczyłem tłum bezdusznych, obojętnych, absolutnie neutralnych ludzi, którzy wiecznie dokądś się śpieszą, sami nie wiedzą dokąd i po co. Było mi bardzo ciężko znów przyzwyczajać się do miejskiego sposobu życia.
Zmieniło się we mnie coś raz na zawsze. Nagle poczułem się jak w teatrze absurdu, a życie upływające w mieście wydało mi się puste i nikczemne. Niemożliwe stało się patrzenie na te twarze. Gdybyś wiedział, jaki czułem dyskomfort! A przecież jeszcze nie tak dawno byłem taki sam jak oni.
Potem, kiedy poszedłem do pracy, chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście cała istota uzdrowienia leży w uśmiechu i postawie? A może rzecz leży w pogodzie, klimacie lub jakichkolwiek innych warunkach zewnętrznych?!
Zajęcia zorganizowałem w sali gimnastycznej polikliniki. Zaprosiłem pacjentów-wolontariuszy spośród tych, którzy znajdowali się w naszej ewidencji, objaśniłem im zadanie i rozpoczęliśmy treningi. Zajmowało to godzinę, może dwie dziennie. Po prostu chodzili oni po sali gimnastycznej z uśmiechem, zachowując wyprostowaną postawę. A czy wiesz jak jest ciężko utrzymywać cały czas ten uśmieszek?! Nie wierzysz?!
Spróbuj uśmiechać się na ulicy i utrzymać wyprostowaną postawę, a natychmiast poczujesz na sobie ciśnienie otaczającego świata! Będzie Ci bardzo ciężko, zwłaszcza na początku! Idziesz, idziesz, aż tu nagle, niepostrzeżenie łapiesz się na tym, że znów jesteś skręcony, jak służbowa kiełbaska. Po 15-tu minutach, w odbiciu jakiejś witryny nagle dostrzegasz, że patrzy na Ciebie jakaś gęba!
Czeka Cię walka! Aby przeciwstawiać się ciśnieniu środowiska dążącego do starcia Cię na proszek i pozostania samym sobą, potrzebny jest dobrowolny przymus!
Przez jakiś czas, na początku zajęć, zaczęły pojawiać się różne, interesujące problemy. Jeden z naszych entuzjastów mówi:
- Zgubiłem okulary. W swoim czasie przywiozłem je z Francji. Tyle lat je nosiłem, a teraz gdzieś je zostawiłem.
Dlaczego je zgubił? Ponieważ ich przydatność zaczęła zanikać. Drugiemu jelito zaczęło pracować. Trzeci zaczął słyszeć, a jego problemy ze słuchem ciągnęły się od dzieciństwa. Poprawę odnotowałem u wszystkich.
Otrzymane rezultaty spowodowały, że zaczęły mi się „jeżyć włosy na głowie”. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie przez tyle lat chorują, a potem zdrowieją z powodu jakiejś idiotycznej postawy i uśmiechu.
Zacząłem wtedy studiować to zjawisko w warunkach laboratoryjnych i zastanawiać się, jakie zmiany zachodzą w organizmie. W ten sposób jeden przypadek stał się fundamentalnym odkryciem naukowym.
Cóż się natomiast stało z operatorem i reżyserem? Otóż operator schudł, a jego waga utrzymuje się dotąd na poziomie mniej więcej 85kg. Wyleczył się też ze swoich bolączek. Ale z nas trzech największy sukces odniósł jednak reżyser. Kilka lat temu rozwiódł się z żoną, ponieważ codziennie nie wylewał za kołnierz, ale porzucił picie i  wrócił do żony na dobre, a parę lat temu wzięli drugi raz ślub.

poniedziałek, 16 marca 2015

54.) SAMOLECZENIE WZROKU. LENISTWO NIE ISTNIEJE. [8]

,,Sparafrazowane" z ostatniej rozmowy telefonicznej z mamą
- Wiesz mamuś mam dla Ciebie nowe ćwiczenia na kręgosłup (mama ma problemy z dyskopatią)
- Fajnie, tylko wiesz córeczko jak to jest, człowiek z natury jest leniwy. Mam wiele ćwiczeń, a zazwyczaj robię konieczne codzienne minimum
[...]
- Mamuś mówię Ci metoda Norbiekova jest niesamowita, działa!
- Dajmy na to, że można wyleczyć nią wzrok bez operacji, dajmy na to, że można nią wyleczyć żylaki i wszystkie inne choroby. W takim razie dlaczego ludzie tego nie robią?
- Już na to odpowiedziałaś, człowiek jest leniwy. No wiesz lepiej jest mieć spokój przed telewizorem niż ruszyć się, aby zrealizować swoje marzenia.

* * *

Miałam też dzisiaj poświęcić post lenistwu i temu jak je przezwyciężać. Wkleić mnóstwo inspirujących cytatów i motywacyjnych historyjek. Na szczęście teraz, dokładnie teraz,  jak się zabrałam do pisania, przypomniał mi się fragment książki Neila - ,,Summerhill", twórcy pierwszej na świecie demokratycznej szkoły, wielkiego pedagoga, którego książki bardzo mnie zainspirowały jeżeli chodzi o pracę z dziećmi, przyszłe rodzicielstwo, edukację itp. W swojej książce napisał on, że w całej swojej wieloletniej praktyce nigdy nie spotkał leniwego dziecka. Znudzone - tak, zbuntowane - jak najbardziej, ale nigdy leniwe. Jego pogląd opiera się na takim podejściu do dziecka, aby w sposób absolutny uszanować jego wolę. W jego szkole więc nie było przymusu chodzenia na zajęcia, konieczności ubierania się w taki a taki sposób, mycia się (szkoła z internatem), nie było też jakichkolwiek zasad moralnych, ani etykiety. Na początku więc dzieci nie robiły w tej szkole nic poza zabawą, a tak naprawdę w wolny, pozbawiony nacisku sposób odkrywały one siebie, kim są, co ich interesuje. Kiedy odkryły już w jakich zajęciach chciałyby uczestniczyć, robiły to odpowiedzialnie, gdyż posiadały wewnętrzną motywację. Same wybierały, co chciały, wzrastała więc w nich odpowiedzialność za swoje życie. Uczniowie szkoły Summerhill, choć w dużej mierze były to dzieci trudne, wyrastały na szczęśliwych ludzi dobrze radzących sobie w życiu.
W rozmowie z mamą absolutnie nie miałam racji narzekając na ludzkie lenistwo. Ono po prostu nie istnieje, to po prostu reakcja na to, co wszędobylsko się w nas wciska, na normy społeczne, na to, co wypada, a co nie, co jest dobre, a co złe, co jest grzechem, a co furtką do nieba. Gdybyśmy tak dali sobie tydzień na robienie tylko i wyłącznie takich rzeczy, które chcemy robić bez samoosądów nasz ,,problem z lenistwem" i samomotywacją prawdopodobnie by zniknął. (Proszę amerykańskich naukowców o badania w tej sprawie!)
My nie jesteśmy leniwi, jesteśmy wolnymi, cudownymi, wspaniałymi istotami zdolnymi robić wszystko, co tylko sobie wymarzymy! 

Zamiast się dopingować do efektywniejszego działania, kierujmy się po prostu radością i tym co chcemy, nie osądzając siebie i nie pozwalając na to, żeby osąd innych nas dotykał. To bardziej jak pewne, że w końcu będziemy wiedzieć, co jest naszym celem w życiu. MIŁOŚĆ DO SIEBIE i RADOŚĆ zamiast samodyscypliny.

Na koniec zapodaję tu kilkunastominutową afirmację Małgorzaty Wołukanis, idealną do ćwiczeń relaksacyjnych, zakończonych poobiednią drzemką:)
Słowa, które leczą Małorzata Wołukanis ma bardzo pozytywną postawe do świata i głosi, że człowiek jest z natury dobry. W jednym z filmików na NTV powiedziała ona bardzo ciekawą rzecz, że każda idea, która nas inspiruje, która nam rozwija skrzydła, zachęca do samostanowienia, samorealizacji i wolności jest dobra i rozwijająca, natomiast ta, gdzie jest jakaś konieczność po prostu nas ogranicza.

sobota, 14 marca 2015

53.) SAMOLECZENIE WZROKU. Efekty po pierwszym tygodniu ćwiczeń. [7]

Pierwszy tydzień ćwiczeń już za mną. A efekty? Jeżeli chodzi o oczy spektakularnych efektów nie ma, jestem dopiero na drugiej linijce od góry tablicy ćwiczeń - zaczynałam od pierwszej, czyli od tych największych. Nie mam jednak ciśnienia, żeby ozdrowieć super hiper szybko. Niech to się dzieje naturalnie. Uśmiech jednak nie znika mi z twarzy, bo te ćwiczenia są po prostu rodościotwórcze. Poza tym czuję rozćwiczenie oczu, ich ruchy są płynniejsze. Ciekawym odkrywaniem rzeczy dla mnie nowych są ćwiczenia w wyobraźni, bo obserwuję, że wystarczy sobie coś wyobrażać, a mięśnie oka pracują, odczuwam w nich napięcie i roluźnienie zgodnie z obrazem jaki mam w głowie, a nie z ruchem oka. Poza tym, gdy działam wyobraźnią odkrywam, że jest we mnie w środku, za nosem albo za oczami coś, czym mogę dowolnie sterować swoją uwagą. Kiedy na przykład patrzę na prawo, a uwagę kieruję za ucho, odczuwam tam przyjemne ciepło i swoją obecność. Bardzo to intrygujące.
Wspaniałym dopełnieniem moich codziennych ćwiczeń jest gimnastyka stawów. Codziennie rozgrzewam każdy staw i jest to nie tylko łatwe i przyjemne, ale również sprawia, że dobrze czuję się cały dzień.
Ćwiczenia relaksujące to naprawdę hit, często po nich zapadam w drzemkę, zwłaszcza, gdy w tle zpodam ,,Słowa, które leczą" Małgorzaty Wołukanis. W ogóle zastanawiam się, czy sama nie wymyśleć i nie nagrać afirmacji dobrego wzroku.

Jestem z siebie niesamowicie zadowolona i szczęśliwa, bo kazdy mój dzień wypełniony jest miłymi chwilami ćwiczeń i relaksacji. 

piątek, 13 marca 2015

52.) SAMOLECZENIE WZROKU. Bajaka o imperatorze. [6]

 Tym razem, dla motywacji, cytuję tutaj przepiękna bajkę, która pojawiła się w książce Norbiekova. Uwaga - potężne działanie inspirujące!
 …Zachorował imperator. Świta przeraziła się i ucieszyła zarazem. Dolegliwość przykuła go do łóżka. Medycy zaczęli go leczyć. Dzień po dniu próbowali coś zrobić, ale jego stan się nie polepszał! Mijały dni i miesiące, upływały lata, a on jak leżał sparaliżowany, tak leżał. Tyle państw podbił, wiele narodów rzucił na kolana, zawojował pół świata, a okazał się bezradny wobec choroby. Pewnego razu jego bezradność przerodziła się w furię:- Wszystkim medykom, którzy nie byli wstanie mnie uleczyć, odetnijcie głowy i zawieście je na murach miejskich.Upłynął jakiś czas, a kilometry murów zbielały od wysuszonych czaszek uczonych mężów. Pewnego dnia imperator wezwał swego głównego wezyra i zapytał:
 - Wezyrze! Gdzież są twoi medycy?
- O mój władco! Nie ma ich więcej. Ty sam rozkazałeś karać ich śmiercią.
- Czyż nie pozostał ani jeden?
- Tak, w całym państwie nie pozostał ani jeden lekarz godny Twojej uwagi.
- Widocznie tak trzeba…
Znów wlokły się długie, beznadziejne dni.
Aż pewnego razu imperator znów zażądał:
- Wezyrze! Pamiętasz, jak powiedziałeś, że nie pozostał żaden lekarz godny mojej uwagi? Wyjaśnij mi, co to znaczy.
- Mój władco, w naszym państwie pozostał tylko jeden niezwykły medyk. Żyje on tu, niedaleko.
- Czy umie leczyć?
- Owszem, umie. Byłem u niego już wcześniej, ale jest taki niewychowany i niekulturalny, jest takim grubianem! Jak tylko otworzy usta, to słychać tylko ordynarne przekleństwa. Nawet niedawno powiedział, że zna sekret wyleczenia samego imperatora.
- Więc dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- Ponieważ jeśli go przyprowadzę, to wtedy Ty mój władco, ukarzesz mnie śmiercią za jego zachowanie.
- Obiecuję, że tego nie uczynię. Przyprowadź go tu!
Po jakimś czasie wezyr przyprowadził medyka.
 - Mówią, że umiesz leczyć?
Odpowiedzią jest milczenie.
- Dlaczego milczysz? Odpowiadaj! – Krzyknął imperator.
- Mój władco, zabroniłem mu otwierać usta – powiedział wezyr.
- Mów, pozwalam! Czy twoje zdolności  wystarcza, żeby mnie wyleczyć?!
- Nie twoja rzecz! Możesz wątpić w moje zdolności w zarządzaniu państwem, ponieważ jesteś cesarzem, ale dlaczego swoim państwowym rozumem będziesz wtrącał się do medycyny? Czy możesz orientować się w niej? Ty jesteś wielki w swoim fachu, ale w medycynie nie jesteś w niczym lepszy od szewca.
- Straż!!! – wściekle zaryczał imperator.  – Odrąbcie mu głowę… Nie … Najpierw łamcie go kołem, potem oblejcie wrzącym masłem, a potem porąbcie na drobne kawałeczki.
Przez całe życie nikt, ani razu nie ośmielił się nawet  aluzją dopuścić do czegoś co wychodziło poza ramy pałacowej etykiety, a tym bardziej do takiej odpowiedzi samemu imperatorowi!
Straż schwytała medyka, skrępowała mu ręce i powlokła do wyjścia. Następnie on, patrząc przez ramię, z drwiną powiedział:
- Hej ! Ja jestem twoją ostatnią nadzieją! Możesz mnie stracić, ale poza mną nie pozostał nikt, kto byłby wstanie cię wyleczyć, a ja mogę to zrobić jeszcze dzisiaj.
Imperator natychmiast ochłonął:
- Wezyrze! Zawróć go. Medyka zawrócono.
- Zaczynaj kurację. Powiedziałeś, że dzisiaj postawisz mnie na nogi.
Ale najpierw powinieneś przyjąć trzy moje warunki; tylko wtedy przystąpię do kuracji
Powstrzymując w sobie kolejny atak wściekłości, zacisnąwszy zęby ze złości, imperator wycedził”
- Mów!
- Rozkaż, aby przed wrotami pałacu postawiono wierzchowca najszybszego w twoim państwie i nieduży woreczek złota..
- Po co?
- To ma być prezent, bardzo lubię konie.
- Jeśli mnie wyleczysz, to podaruję ci cały tabun czterdziestu koni wyładowanych workami ze złotem.
- A  to potem, potem wyślesz. Drugi mój warunek jest taki, aby podczas kuracji nikogo nie było w pałacu.
- A po cóż jeszcze to?!
- Podczas kuracji możesz odczuwać bóle, może będziesz krzyczał, lepiej więc, aby nikt nie widział twojej słabości.
- Dobrze. Cóż jeszcze?
- Trzeci warunek jest taki, aby twoi słudzy, pod karą śmierci, nie przybiegali od razu na twoje wezwanie, a dopiero po godzinie przystępowali do wykonania twoich rozkazów.
- Wyjaśnij to!
- Oni mogą mi przeszkadzać, a wtedy kuracja nie będzie doprowadzona do końca.
Imperator przyjął warunki medyka i kazał wszystkim opuścić pałac. Pozostali tylko oni dwaj.
- Zaczynaj więc!
- Co mam zaczynać stary ośle? Kto ci powiedział, że umiem leczyć? Wpadłeś w moją pułapkę. Mam teraz godzinę czasu Od dawna czekałem  na odpowiedni moment, żeby cię udupić, ty parszywy krwiopijco! Mam trzy dawne marzenia, trzy najgłębsze pragnienia. Pierwsze z nich, to plunąć w twój królewski pysk!
I medyk z całej duszy, obficie plunął imperatorowi w twarz. Władca zbielał z oburzenia i bezradności, rozumiejąc w jakiej sytuacji się znalazł. Zaczął więc główkować, aby jakoś przeciwstawić się takiemu niebywałemu i wyrafinowanemu chamstwu!
- Ach, ty zgniła kłodo ty stary śmierdzący kundlu, czy ty się jeszcze ruszasz?? Pluję na ciebie jeszcze raz! Drugie moje marzenie było… o-o-o! Już dawno chciałem wysikać się na twoją imperatorską gębę!
I zaczął realizować swoje najskrytsze marzenie.
- Straże!!! Do mnie!!! – ryknął imperator, ale zachłysnął się moczem. Usiłował wiec uchylić głowę od strumienia moczu, zaczął wyciągać ręce, żeby zębami wczepić się w nogi swojego ciemiężcy. Straż co prawda słyszała wołanie władcy, ale nie była na tyle odważna , aby złamać jego rozkaz.
- Ach ty padlino – powiedział medyk i kopnął jego nogę.
Imperator dostał cios i poczuł ból. Wtedy nagle przypomniał sobie, że tuż przy poduszce ma oręż. Teraz on chwycił swój kindżał i dźgnął po nogach swojego medyka. Poruszony niezwykłym pragnieniem pokonania swojego oprawcy zaczął się podnosić.
- Okazuje się, że możesz się jeszcze ruszać? – pogardliwie zauważył medyk.  – Trzecie moje marzenie..  Ale kiedy imperator usłyszał trz-ec-cie marzenie  tego samozwańca, wtedy zaryczał jak ranne zwierzę i zazgrzytał zębami! Tytanicznym wysiłkiem ruszył z miejsca, zlazł z łoża i podpierając się łokciami o podłogę, wijąc się, zaczął przyjmować postawę  obronną .
- Zapamiętam – ryczał imperator – i sam, osobiście potnę cię na drobne kawałeczki!!!
Stanąwszy wreszcie na nogach, które były jak z waty, trzymając się ściany, był wstanie osiągnąć postawę obronną. Drżącymi rękami wyciągnął miecz, a kiedy obrócił się chcąc zadać cios, w pałacu już nikogo nie było… Ledwie dowlókł się do ganku.
Ach, jak on żałował, że wpadł w pułapkę tego szubrawca i oddał mu swojego najszybszego wierzchowca. Rozumiejąc całą beznadziejność swojego stanu, z trudem podszedł do pierwszego, napotkanego konia i próbował wspiąć się na siodło, ale siły nie te!, nie te! Chwycił wtedy grzywę zębami, podciągnął się na słabych rękach i usiadł w siodle. Obudził się w nim duch wielkiego wojownika, obudził się duch wielkiego wodza.
- Gdzie on jest? – krzyknął imperator do służących stojących w pobliżu. Ale ci bojąc się wydusić choć słowo, kiwnięciem głowy wskazali drogę, po której pogalopował uciekinier.
Imperator ruszył w pościg. Z każdą minutą czuł jak przybywa mu mocy, coraz więcej i więcej. Minął miejskie bramy i pędził dalej pokonując milę za milą. Aż nagle przypomniał sobie: „Boże! Dwadzieścia lat nie siedziałem w siodle! Dwadzieścia lat nie trzymałem w rękach miecza. Dwadzieścia lat nie czułem na twarzy tchnienia wiatru!”
Wtedy usłyszeli za plecami dawno zapomniane dźwięki.  Zbliżał się tupot kopyt i zachwycone okrzyki. Stu jego wojowników podążało w ślad za nim na koniach i z wyciągniętymi mieczami krzyczeli:
- Niech żyje imperator!

Kiedy dogonili go, zobaczyli, że ten tarza się w kurzu drogi, wymachuje rękami i nogami, ledwie dysząc w nieposkromionym śmiechu:
-Ach medyku, … twoja mać! Ach, ty sukinsynu! Zasłużyłeś na całą karawanę złota!

wtorek, 10 marca 2015

51.) SAMOLECZENIE WZROKU. Moja historia [5]

KARTA CHOROBY
Kiedy miałam 7 lat, moja starsza o 6 lat siostra zaczeła nosić okulary, Wszyscy jednym głosem mówili, że to zasługa genów, gdyż nasz tata od wielu lat miał problemy z krótkowzrocznością i siatkówką. 
Powrócę na chwilę do mojej siostry - łączyły nas dosyć trudne siostrzane relacje. Ja ta młodsza goniłam za nią jak tylko potrafiłam. Ewa już czytała, ja też chciałam, zresztą cokolwiek by nie robiła, ja chciałam to samo. Wydaje mi się, że pewną rolę odegrała tu też zazdrość o uwagę rodziców, bo gdy siostra jechała z nimi do okulisty, ja tez chciałam jechać, być w centrum uwagi.  Pamiętam, że prosiłam nawet mamę o to, czy mogłbym nosić okulary ,,zerówki". Chciałam nosić okulary, więc moje życzenie spełniło się dosyć szybko. Około pół roku później realnie ich potrzebowałam. Szybko rosłam, a wada razem ze mną. I tak dorobiłam się -8,5. Nie powiem, żeby noszenie okularów stanowiło dla mnie rzecz nie do zniesienia, prawdę powiedziawszy byłam z tym pogodzona. Okulary stały się dla mnie ważną częścią mojego życia, nie rozstawałam się z nimi na krok. Pierwsze, co robiłam po przebudzeniu to zakładałam okulary, a ostatnią czynnością było ich zdjęcie. W nich pływałam, ćwiczyłam, robiłam fikołki. Przez całe 18 lat nigdy ich nie zgubiłam, po prostu były ze mną zawsze. Nieśmiała chęć poprawy wzroku zaczynała we mnie kiełkować dopiero na studiach, kiedy zainteresowałam się surową dieta i zdrowym stylem życia.
PRZEŁOM
Jednak prawdziwy przełom miał miejsce dokładnie 25 września 2014 roku w Rosji, nad Morzem Czarnym, w miejscowowości Dżanhot. Jest tam przepiękna kamienista plaża, z wysokim klifem i zapierającymi dech w piersiach widokami, a my wraz z dzień wcześniej złapanymi na stopa znajomymi, postanowiliśmy zobaczyć to piękne miejsce w drodze na jeden z największych ekofestiwali w Rosji - ,,Wozrożdenie''. Oczywiście nie mogliśmy odmowić sobie kąpieli. I stało się to bardzo szybko, fala zmyła mi okulary z oczu. Zaskoczyłam sama siebie swoją reakcją, bo po krótkiej próbie odnalezienia ich, zaczęłam się szczerze śmiać i cieszyć, że po raz pierwszy w moim życiu zgubiłam okulary i dojrzałam do tego, żeby je zgubić. Ogarnęła mnie wręcz euforia. Poczułam, że to jest moment, żeby zacząć poprawiać wzrok. Tego samego dnia dotarliśmy na festiwal. To jest naprawdę wyjatkowe miejsce, nad górską rzeką Żane, znajdują się tam wodospady, źródełka i dużo dolmenów. Przy tym był to festiwal - a więc było mnóstwo ciekawych ludzi: Iwan Carewicz ze swoim bajkowym kramem, mieszkańcy ekowiosek z całej Rosji, wielu bardów, masażystów, wróżbitów różnej maści, anastazjowców, słowiańskich ludków, starowierców itp. Od pierwszego momentu poczułam, a może sobie wmówiłam, że to miejsce po prostu nie przyjęło mnie w okularach. Ludzie bardzo ochoczo dzielili się ze mną wiedzą dotyczącą leczenia wzroku - usłyszałam o Norbiekovie, o Żdanovie, o Szyszko i o Batesie (o nim już coś wcześniej słyszałam), ale także spotkaliśmy ludzi, którzy poprawili wzrok za pomoca cwiczeń. Zaczęłam każdego dnia ćwiczyć (jak umiałam i co wiedziałam, tak ćwiczyłam) i miałam odczucie, że każdego dnia widzę lepiej. Nawet przez chwilę nie pomyslalam wtedy, żeby założyć zapasową parę okularów. Tak, mialam zapas, co zresztą było równie intrygujące i symboliczne, bo zostały mi one wciśnięte przy odjeździe przez mojego tatę, a ja jeszcze na odchodne mu powiedziałam, że generuje w moim życiu takie wydarzenie, że faktycznie stracę okulary.
Pewnego dnia festiwalu, siedząc przy dolmenach (dolmeny to w ogole temat na innego posta, bo te ,,kamienne domki" są naprawrdę intrygujące), poczułam chęć zostawienia swoich zapasowych okularów w tamtym miejscu. Dosłownie poczułam coś takiego, że to wspaniale, że potrafiłam okulary zgubić i cieszyć się tym, że mam okazję do widzenia bez nich, ale teraz czas na moją decyzję, to ja teraz z własnej woli mogę z nich zrezygnować. I zrobiłam to. Do tej pory jestem pod wrażeniem tej decyzji - daleko od domu, w podroży autostopem po Rosji, bez okularów, z wadą - 8,5. W ,,pogrzebie" moich okularów uczestniczył Radek, a całkiem nieoczekiwanie również dwoje innych ludzi - zafascynowany Polakami syn pisarza Asowa (piszacego historię Słowian) i nasza znajoma z innego ekofestiwalu - Łada. To ona opowiedziała mi w tej ,,uroczystej chwili" swoją niesamowitą historię. Kiedy była dzieckiem żelazny opiłek wpadł jej do oka i musiała poddać się operacji. Po zabiegu jedno oko miało bardzo dużą wadę, prawie nic na nie widziała. Zlecono jej noszenie okularów, mało tego lekarz powiedział, że już nigdy nie będzie normalnie widzieć. Łada nie chciała jednak nosić okularów i z dziecięcym zapałem i uporem po prostu nie zakładała okularów, chowala je, gubiła, zostawiała. Nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że są jej potrzebne. Obecnie jako blisko trzydziestolatka ma doskonały wzrok, a pomiędzy jednym a drugim okiem nie ma różnicy w widzeniu. Ostatniego dnia festiwalu, zostałam zaczepiona przez mężczyznę, który przekazał mi bardzo ciekawy sposób na to w jaki sposób wspomóc leczenie wzroku. Wziął dwa ziarenka nieprażonej kaszy gryczanej i przykleił je na wewnętrzną część mojego kciuka. Codziennie nakazał zmieniać ziarenka. Jednego dnia należy przykleić plasterek na prawym kciuku, drugiego na lewym. Po 10 dniach zrobić 3 dni przerwy. Okazało się, że są to meridiany wątroby (funkcjonowanie wątroby jest łączone ze wzrokiem), a w akupresurze punkty te odpowiadają oczom. Najlepszy jest do tego taki najzwyklejszy plaster płócienny. Z braku takiego, użyłam taki, jaki miałam.
Plaster przyklejamy na wewnętrzną część kciuka
W takim to duchu udało mi się pożegnać z okularami. W ogóle, w Rosji wszyscy wierzyli, że mi się uda. Sytuacja jednak zmieniła się tuż po powrocie, czyli w końcu października. My z naszym stylem życia i nabytymi w Rosji doświadczeniami dla naszych rodzin byliśmy kompletnie odrealnieni. Wciąż było mi mówione, że psuję sobie wzrok, że jestem  ślepa, że mi się nie uda, że ,,ja nie wierzę''. Prawdę powiedziawszy trudno tu kogokolwiek winić, bo kto w naszym społeczeństwie ma wiedzę na temat alternatywnego leczenia wzroku, a poza tym sama moja postawa też pozostawiała sobie wiele do życzenia. Przede wszystkim zamiast robić swoje - wchodziłam w dyskusję, chciałam wszystkim udowodnić na swoim przykładzie, że się mylą. Trudność zaklimatyzowania się tutaj po powrocie z podróży, a ostatecznie wizyta u okulisty mnie bardzo zdołowały. Straciłam motywację do ćwiczeń i na powrót zaczęłam nosić okulary. Żeby nie zakończyć tak pesymistycznie, powiem, że w międzyczasie odwiedziliśmy naszych znajomych i spotkała nas miła niespodzianka - ćwiczyli wzrok, zafascynowani Norbiekovem, ale o nich napiszę może w innym poście, a może oni sami się wypowiedzą.

BILANS PIERWSZEJ PRÓBY
-1,5 miesiąca bez okularów
- mogę funkcjonować bez okularów, jest to dla mnie obecnie o wiele łatwiejsze niż wcześniej
- wiele na ten temat się dowiedziałam, spotkałam ciekawych ludzi, usłyszałam mnóstwo inspirujących historii
- obecnie chodzę na codzień w minus siódemkach i nie sprawia mi to żadnego problemu
- ja po prostu już teraz wiem, że każdy jest zdolny do widzenia bez okularów
BŁĘDY
Popełniłam jednak kilka błędów. Znałam ćwiczenia, ale nie wiedziałam tak naprawdę jak to robić. Przetrenowywałam oczy, za malo robiłam ćwiczeń rozluźniających, nie miałam też takiej radosnej postawy. Próbowałam bronić się przed niedowierzaniem w sposób agresywny, oceniająco, próbując coś innym udowodnić. W pewnym momemencie też zaczęlam narzekać na dyskomfort chodzenia bez okularów. Błędem, choć wiele mnie uczacym, była również wizyta u okulisty. Przekonałam się, że najważniejsza jest praca nad postawą - prosty kręgosłup, wiara we własne możliwości, uśmiech, spokój, radość i akceptacja siebie i innych.

niedziela, 8 marca 2015

50.) LECZENIE WZROKU METODĄ NORBIEKOWA ćwiczenia cz.2 [4]


Dzisiaj moment wyczekiwany – podaję konkretne ćwiczenia dotyczące korekcji wzroku. Są one rozpisane w moich notatkach, które zeskanowałam. Mam nadzieję, że są w miarę czytelne, starałam się. Nieusatysfakcjonowanych odsyłam do książki (,,Osioł w okularach, czyli jak przejrzeć na oczy”), tam tę samą treść można odczytać łatwiej z ładniejszymi rysunkami. Ze względu na ilość plików i ich rozmiar wrzucam je na chomika. Znaleźć mozna na nim również nagranie potrzebne do ćwiczeń z tablicą
Przejdę do rzeczy. Oto lista ćwiczeń:

ĆWICZENIA
1.) Gimnastyka stawów (raz w tygodniu, ok. 35 min)
2.) Ćwiczenie akomodacji oka ,,Jak stać się zakochanym Marsjaninem z oczyma na ,,patykach" (dwa razy dziennie po 10 min.)
3.) Ćwiczenia oczu (kilka razy w ciągu dnia, za pierwszym razem obowiązkowo 10 min.)
4.) Ćwiczenia odprężające (Im częściej tym lepiej)
5.) Praca z tablicą - korekcja wzroku (dwa razy dziennie, rano i po południu, poprzedzone umyciem rąk i ćwiczeniami odprężającymi)
6.) Praca ze słońcem (w każdy poranek do godz. 11 max. 10 min)
7.) Oddychanie oczami (Tak często jak to tylko możliwe)
8.) Przemieszczanie odczuć ciepła, kłucia, chłodu od tyłu głowy do gałek ocznych (2 razy w tygodniu, nie dłużej niż 10 min.)

ZANIM PRZYSTĄPIMY DO ĆWICZEŃ WARTO PRZYGOTOWAĆ:
- Jeżeli masz wadę wzroku większą niż 2 dioptrie – okulary słabsze od tych, w których widzisz komfortowo
- wesoły obrazek o rozmiarze 3x3 cm lub 4x4 cm, najlepiej w zielonej kolorystyce, który przykleimy do okna, aby ćwiczyć akomodację oczu (ad. ćwiczenie akomodacji)
- nagranie z odliczaniem do 30 (ad. ćwiczenia z tablicą) Najlepiej samemu takie nagranie przygotować, a nagrywając swój głos wyobrażać sobie, że już wszystko widzimy. Dla tych jednak, którzy mają problem ze sprzętem, mam niespodziankę, załączam plik dźwiękowy)
- prosty kręgosłup, wiara w to, że nam się uda, UŚMIECH

KILKA PRAKTYCZNYCH UWAG
- Trzeba dać sobie czas na wejście w rytm ćwiczeń. (ja dałam sobie na to tydzień, w niektóre dni nie udawało mi się na przykład realizować kompletu ćwiczeń) Ułożyć sobie plan dnia, nie wyrzucać sobie jak coś nie wyjdzie i nie dokonywać negatywnych konkluzji o sobie i swoich zdolnościach przez pierwsze dni zajęć.
- Nad wzrokiem pracujemy zawsze bez okularów, nawet z zamkniętymi oczyma
- Jeżeli wada jest duża, jak w moim przypadku, warto zacząć od słabszych okularów (ja zakupiłam 4 pary aż do kompletnej redukcji wady). Jeżeli włożysz stare okulary, twoja praca idzie na marne
- W czasie ćwiczeń nie wolno mrużyć, napinać ani wytrzeszczać oczu. Koniecznie trzeba pamiętać o ćwiczeniach rozluźniających
- Nie poprzestawaj na osiągniętym rezultacie, kontynuuj pracę. Jak tylko sobie odpuścisz i zatrzymasz, wzrok przestanie się polepszać.
- Pośpiech może szkodzić. Trwałe leczenie to nie dieta cud. Nosimy okulary 20 lat, a rozłożenie naprawy wzroku na kilka miesięcy to dla nas czas nie do przeoczenia. Spójrzmy prawdzie w oczy i miejmy dla siebie cierpliwość. Na osłabienie wady o 1 dpt. daje się od czterech do sześciu dni. Niewskazane jest szybsze działanie, bo powoduje napięcie.
- Jeżeli chodzi o gimnastykę stawów, należy pamiętać o oddychaniu. Napięcie to wydech, rozluźnienie to wdech.
- Wierz w to, co robisz. Choć znajdzie się wokół mnóstwo niedowiarków, okularników i ludzi wygłaszających negatywne opinie (nie znających tematu), rób po prostu swoje
- Dałabym dużo, żeby spotkać okulistę, który jest zaznajomiony z tą ideą. Niestety większość konwencjonalnych lekarzy w ogóle nie jest zaznajomiona z tą metodą i wizyta u takiego specjalisty to strzał w kolano. Moja wizyta przebiegała mniej więcej tak, że próbowałam nakreślić tę ideę, na co mój lekarz stwierdził, że on na alternatywnej medycynie się nie zna, nie ma pojęcia o ćwiczeniach oczu, ale jest to z medycznego punktu widzenia niemożliwe, aby wyleczyć swój wzrok, a krótkowzroczność to nie choroba, a wada, którą ma się do końca swoich dni. Jedynym wyjściem może być operacja. Wyszłam z płaczem, bo ja po prostu czuję, wiem, doświadczyłam tego (spotkałam ludzi, którzy poprawili swoje widzenie) i jestem przekonana, że MOŻNA SIĘ UZDROWIĆ!  (moją historię walki z krótkowzrocznością wrzucę w najbliższy wtorek)
 
MÓJ PLAN DNIA czyli ćwiczenia oczu w praktyce
Zaczynam dzień od gimnastyki stawów (patrz punkt 1.). Choć zalecane jest min. raz w tygodniu, spodobało mi się tak bardzo, że robię ją codziennie w uproszczonej wersji (wplatam w moje codzienne poranne ćwiczenia jogowo-rozciągające) i muszę przyznać, że czuję się znakomicie. 
Po śniadaniu ćwiczenie akomodacji oka (patrz punkt 2. - z obrazkiem i szybą), ustawiam budzik na 10 min i zabieram się do dzieła. Bardzo przyjemne ćwiczenie, a Asterix (choć nie zielony, ale bardzo optymistyczny) życzliwie się ze mnie śmieje.
Wspierający mnie w ćwiczeniach akomodacji oka Asterix
Następnie relaksuję oczy (patrz punkt 4.) i zaczynam ćwiczenia oczu (patrz punkt 3.). Na koniec jeszcze raz relaksuję oczy i pracuję z tablicą (punkt 5.).
Całą serię ćwiczeń powtarzam podczas gotowania obiadu lub po obiedzie. Ćwiczenia ze słońcem (punkt 6.) raczej mi nie wychodzą, a to brak słońca, a to przegapię godziny, a to nie mam konkretnej miejscówki na wschody lub zachody słońca, bo słoneczko chowa się za drzewa. Oddychanie oczami (punkt 7.) to bardzo przyjemna sprawa i jak tylko pamiętam, robię. Natomiast przemieszczanie odczuć ciepła i chłodu (punkt 8.) mam jeszcze do rozpracowania. Mam zamiar opracować sobie taką kartę - harmonogram do odhaczania sobie wykonanych ćwiczeń, którą się tu również podzielę. Cieszą mnie te ćwiczenia i czuję się zaszczycona, że mam takie wspaniałe ciało!
 
 

środa, 4 marca 2015

49.) LECZENIE WZROKU METODĄ NORBIEKOVA MOTYWACJA [3]

Po raz pierwszy w mojej akcji leczenia wzroku ogarnęły mnie wątpliwości. Chciałam tu dzisiaj opublikować moje notatki z konkretnymi ćwiczeniami. Czuję jednak wewnętrzny opór. Jest coś znacznie ważniejszego od ćwiczeń i nie po norbiegowsku byłoby zaczynać od nich. Ponad 2/3 książki ,,Osioł w okularach, czyli jak przejrzeć na oczy" to kształtowanie postawy i ta część więcej ma wspólnego z naszym stosunkiem do otaczającej rzeczywistości niż fizycznie z oczami. Spokój wewnętrzny osiągnęłam dopiero wtedy, kiedy postanowiłam sobie, że napiszę posta o postawie i motywacji. Wyszło bardzo długo, choć to nic w porównaniu z 203 stronami Norbiekova!

PODSTAWA TO POSTAWA
Jeżeli nie wierzysz w to, że możesz sam siebie uleczyć, to nawet nie zaczynaj. Jeżeli masz nawet drobne wątpliwości, popracuj jeszcze nad swoją postawą. Daj sobie czas na to, żeby do tego dojrzeć.Możesz przecież chodzić w okularach, regularnie odwiedzać okulistę. Możesz, nikt Ci tego nie zabroni, nikt Cię nie potępi. Możesz być chory, nieszczęśliwy, niezrealizowany. To tylko i wyłącznie Twój wybór. Sam wybierasz co jest ważniejsze - zdrowie czy choroba, RADOŚĆ i prawdziwe szczęście każdej chwili czy krótkotrwała przyjemność, pasja, ukochane zajęcie, czy praca, w której widzą nas inni.

,,Przykro mi, że czujesz się źle z powodu nieosiągnięcia swoich celów. Proponowałbym, żebyś zaczął osiągać swoje cele, aby poczuć się lepiej"
z książki Chrisa Guillebeau ,,Nie bój się pójść własną drogą" 

MYŚL JEST MATERIALNA
Prawdopodobnie jesteś już zaznajomiony z ,,Sekretem". Jak nie, nadmienię tu sedno. To cykl kilku książek i filmów dotyczących prawa przyciągania w myśl zasady - myśl jest materialna. To o czym myślisz, a dokładniej jaki obraz stworzysz generuje wydarzenia w twoim życiu. Dotyczy to każdego i wystarczy tylko nieco uwagi, aby dostrzec to w swoim codziennym życiu. Ja co do tego nie mam wątpliwości. 
,,Myśl jest materialna" to również założenie teorii Łazariewa i Radykalnego Wybaczania. Wszystko, co dzieje się w Twoim życiu  jest skutkiem twojego życia wewnętrznego: osądów, przekonań, życiowej postawy, a więc myśli i ich kombinacji. Na bieżąco będę zamieszczać naprawdę inpirujące historie z życia wzięte, kiedy to przyciągnęłam lub moi znajomi przyciągnęli to, co chcieli.

ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SWOJE ŻYCIE
Prawo przyciągania doprowadza do wniosku, że Ty jesteś odpowiedzialny za wszystko (dobre i złe), co dzieje się w Twoim życiu. Zdejmij więc odpowiedzialność za swoje życie z lekarzy, nauczycieli, rodziców... Koniec z wewnętrznym, zranionym dzieckiem. To Ty jesteś artystą, rzeźbiarzem swojego życia i codziennie masz mnóstwo możliwości, aby dokonywać w sobie i w swoim otoczeniu mnóstwo pozytywnych zmian. Zdejmij też z siebie psychiczną odpowiedzialność za innych. Nie chodzi tu o to, żeby kogokolwiek lekceważyć, nie dbać o relacje itp, ale o to, żeby mieć szacunek do potencjału twórczego każdego człowieka.

CEL (OBRAZ)
Nasze życie przypomina czasami lot samolotu bez miejsca docelowego. Życie z dnia na dzień - ok, ale warto mieć misję, inspirację, warto po prostu wiedzieć, co się chce. Samo jednak chcę być zdrowy, piękny, wysportowany, atrakcyjny nie wystarczy. Potrzebna jest kombinacja myśli czyli obraz. Zobacz konkretnie jakim człowiekiem chcesz być. Jeżeli chcesz być doskonale zdrowym wyobraź sobie, że na siebie w wersji doskonale zdrowej patrzysz, co widzisz? Piękną cerę, płaski brzuch, gładką skórę, rumiane policzki, uśmiech, zdrowe, białe zęby, wyprostowaną sylwetkę... Poczuj to, wywołaj w sobie emocje i uczucia bycia zdrowym, jak się czujesz, jak się w związku z tym zachowujesz? I po prostu rób to. I tu nie ma mocnych, to się po prostu zacznie dziać.Warto też marzyć o tym, co będzie dalej, Nie czyń jakiegokolwiek celu, celem ostatecznym.

UWAGA NA POZYTYWIE
Nie skupiaj się na braku wiedzy, ale na mądrości, nie na biedzie, ale na bogactwie. Wyłącz telewizor, nie narzekaj, wciąż się uśmiechaj, a z czasem wyrobisz w sobie naprawdę optymistyczną postawę. Nawet traumatyczne wydarzenie może być odebrane pozytywnie, państwo polskie z podatkami może cię wspierać i cieszyć, nawet zanieczyszczenie środowiska może być po prostu informacją, lekcją i szansą. Porażka to tylko informacja o nas samych, o tym, że aby osiągnąć to, co zamierzamy trzeba zmienić kurs, podejść do tego z innej strony. Nawet nasze wady mogą być zaletami. Podam swój przykład - 24 lata swojego życia tłumiłam w sobie chęć bycia w centrum uwagi innych. Jestem generalnie rozgadaną ekstrawertyczką, która po prostu lubi czuć na sobie spojrzenie, a to, że ktoś czuje się mną, moim zachowaniem zainspirowany to przyjemność jak narkotyk. Wciąż jednak siebie za to krytykowałam, próbując walczyć ze swoją ambicją, poniżając się często i gęsto, co doprowadziło moje kolana do ruiny (padać na kolana). Taki brak akceptacji i miłości do siebie, a także ciągłe poświęcanie wszystkiego dla innych (kosztem siebie), choć ma pełne chrześcijańskiego miłosierdzia podłoże, negatywnie działało na mnie, ale o dziwo również na innych. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że ok, jestem lubiącą być podziwianą ekstrawertyczką i po prostu chcę być sobą, zeszło ciśnienie, a we mnie pojawił się potencjał do wykorzystania tego. Powróciłam na bloga, zaczęłam pisać i chęć upubliczniania swoich opinii wykorzystuję próbując przekazać wszystko to, co wiem i co może się również przydać innym.  

ŚMIEJ SIĘ
W każdej formie, szczególnie polecana ta z siebie. Ja tam jestem radosną małpą, buszującą po pokoju za swoim ogonem.

JAK DZIECKO
O motywowaniu się do osiągnięcia swoich celów w bardzo inspirujący sposób pisze Mary na swoim blogu www.aktywnezycie.com 
,,Naśladuj dziecko! Tak napisałam dziecko! Ono najpierw czołga się, żeby dosięgnąć interesującej go zabawki, po jakimś czasie raczkuje, potem robi pierwszy krok ( swoją drogą widziałaś jak ono się wtedy cieszy; ten uśmiech na twarzy),….. uwaga teraz coś co mnie najbardziej inspiruje…. robiąc pierwszy krok i puszczając się oparcia DZIECKO UPADA NA ZIEMIĘ!!! Chwilę płacze! Ale nie cofa się, nie powraca do raczkowania a potem do czołgania. W odróżnieniu od nas dorosłych ono, gdy się nie poddaje tylko wstaje i próbuje zrobić kolejny krok, po paru dniach chodzi aż w końcu zaczyna biegać. Czy widzisz ten postęp od czołgania do biegania?"
I tak jak dziecko podnośmy się, bawmy, fantazjujmy i realizujmy!

JA ŻYCZĘ WSZYSTKIM SZCZĘŚCIA
Ambicja to także dobra rzecz. A w sytuacji, kiedy chcesz być lepszym od innych, skup się na tym, aby wszystkim życzyć szczęścia. Szczęście i miłość, tak jak słońce należą do wszystkich.

MIŁOŚĆ DO SIEBIE ZAMIAST DYSCYPLINY
Nie oczekuj tego, że masz silną wolę aby wyrzec się słodyczy, biegać codziennie 15 km i robić ćwiczenia na oczy systematycznie i bez wysiłku. Nikt nie ma takiej woli, a sugerowanie ludziom, żeby się dyscyplinowali to skazywać ich na cierpienie, jak zaczną się osądzać przy pierwszej porażce. Nie dyscyplina, a miłość do siebie. Radosne wykonywanie ćwiczeń, podniecające napięcie z za chwilę osiągniętego rezultatu i przede wszystkim wdzięczność dla swojego ciała. Nasze ciało jest niezwykle potężne i piękne.

DECYDUJĄCE CHWILE
Przygotuj się na chwile słabości, pomyśl o nich i zrób plan działania. Unikaj miejsc, gdzie kusisz się zawsze na coś słodkiego, kiedy czujesz, że tracisz pozytywną energię - zrób coś energetyzującego, kiedy czujesz, że tracisz dzień, miej w zanadrzu listę rzeczy, które Cię motywują i poprawiają humor. Trzymaj się zawsze pozytywnego nastroju z miłością do siebie i wiarą we własne siły. Praktyka sprawia, ze staje się to coraz łatwiejsze, przyjemniejsze i naturalniejsze. (Te chwile słabości po kilku latach znikną praktycznie całkowicie, ja w to wierzę)

ŹRÓDŁA WPŁYWU
 Naukowo na amerykańskich uniwersytetach zostało opracowanych 6 źródeł wpływu na nas. 
1.) motywacja osobista (miej cel, misję, który skojarzysz z wartościami, odwiedź czekającą Cię przyszłość - czarny scenariusz, do którego dążysz, jeżeli nic się nie zmieni, stań w prawdzie przed sobą) 
2.) umiejętności osobiste (zwróć uwagę na to, co już umiesz i jakie umiejętności przydałyby ci się, aby realizować swoje cele, zacznij je rozwijać)
3.) motywacja społeczna (budować swoją armię, otaczać się inspirującymi, pozytywnymi ludźmi)
4.) umiejętności społeczne (być świadomym społecznej kategorii ,,normalność" i tego, co się za tym kryje)
5.) motywacje strukturalne (brzmi trudno, ale tu po prostu chodzi o rzeczy, wykorzystuj dostępne Ci narzędzia, niech świat rzeczy Ci służy)
6,) umiejętności strukturalne (czyli to, jaki potencjał mają dla nas rzeczy, wydaje się banalne, ale wystarczy odsunąć talerz o kilka centymetrów, a zjemy mniej, trzymamy dobre rzeczy pod ręką, złe - jak najdalej od siebie. Niech wysiłkiem będzie sięgać po rzeczy niekorzystne, a automatem po dobre).

WŁASNA ARMIA
Armia składa się z pięciu różnych grup ludzi: 1. potencjalni zwolennicy (słyszeli o Tobie, zaintrygował ich twój projekt, pasja, chęć zmiany) 2. zwolennicy (dążą do bliższego kontaktu z Tobą) 3. prawdziwi fani (ludzie, którzy są z Tobą zawsze, po prostu w Ciebie wierzą. Kiedy jakaś piosenkarka wydaje płytę, prawdziwi fani kupują ją bez czytania recenzji itd.) 4. sojusznicy (osoby podobnie do ciebie myślące, które działają w tej samej lub podobnej branży, koledzy po fachu) 5. przyjaciele przyjaciół (siatka znajomych znajomych, niesamowicie szybko rozrastająca się). Buduj swoją armię, inspiruj się tymi ludźmi, dbaj o nich i bądź przez nich wspierany w trudnych chwilach.

NIE BÓJ SIĘ
Do odważnych świat należy. Nie bój się, że jak zrealizujesz swoje marzenia to świat stanie się pusty - jak zrealizujesz swoje marzenia pojawią się następne, większe, doskonalsze. Ta droga jest nieskończona, a my jesteśmy tutaj z radości tworzenia.

STAŃ SIĘ CZŁOWIEKIEM
I to z dużych liter. Jestem twórcą. Sama decyduję jak będzie wyglądało moje życie.Mogę wszystko i wybieram RADOŚĆ.

DO DZIEŁA
Nie wpadaj w pułapkę planowania i niedziałania, kiedy myślisz, że coś zrobisz jak będziesz chuda, zrób to teraz. Pułapkę gadania, nadętego perfekcjonizmu, krytykowania i narzekania pokonuj śmiechem z siebie i sytuacji. Albo się uleczysz i rozwiniesz, albo będziesz miał rację! Życzę rozwoju!

CZY MASZ JESZCZE WĄTPLIWOŚCI?
Ja ich nie mam i czuję się gotowa przywrócić sobie wzrok, pełnię zdrowia i realizować najśmielsze plany i marzenia. A TY?

INSPIRACJE
Ten post to tylko zbiór moich wniosków, przedstawionych w miarę zwięzły sposób. Jeżeli masz ochotę pogłębić ten temat, poszukaj sam. Jest takie mnóstwo książek motywacyjnych, inspirujących filmików, że coś naprawdę trafi w Twoje gusta. Na tym blogu zamieściłam już mnóstwo moich inspiracji: Łazariewa, Radykalne wybaczanie, Anastazję, Norbiekova itp., a takich blogów jest kilka tysięcy  Tutaj też ostrzegam, możesz czytać wciąż o tym samym w różnych słowach. Wprowadź to w życie. Idź już dalej.

A na koniec chciałabym opublikować tu jeden z moich ulubionych kolaży wyrażający moją postawę do świata. Zrobiłam go na nowy rok. W ogóle polecam kolaże, to niesamowita forma wyrazu i można się tyle o sobie dowiedzieć.