sobota, 24 listopada 2012

29.) WEGETARIANIN=MIĘSOŻERCA

Chciałabym podzielić się z Wami moim dosyć kontrowersyjnym poglądem na jedzenie, a właściwie na wegetarianizm. 
Czy jest coś złego w jedzeniu mięsa? Jako wegetarianka powinnam odpowiedzieć jest, bo zwierzęta czują. Jako Agata mówię jednak nie wiem.
Każdy wegetarianin jest atakowany stwierdzeniem: ,,ale przecież rośliny też czują!". I odpowiedź wegetarianina (jeżeli jest na etapie, że w ogóle odpowiada na to pytanie i wciąż ma zwolenników jedzenia mięsa jako znajomych) zazwyczaj brzmi, że przecież trzeba coś jeść. Jako Agata jednak znalazłam odpowiedź - oczywiście, że czują. 
Jako mięsożercy i wegetarianie jesteśmy więc tacy sami, zjadamy to co żyje i czuje, aby odżywić nasz organizm.
I jakim prawem oceniamy kto (co) w hierarchii żywych istot jest wyżej - zwierzęta czy rośliny. Z pewnością nie doceniamy roślin, które zawierają w sobie wiele z mądrości świata. 

Kilka dni po dojściu do tego wniosku i zaakceptowaniu go doznałam olśnienia. Wszak rozwiązanie całej tej sytuacji dla mojego życia było tak blisko. Nie zabijać, a transformować.
I znalazłam odpowiedź dla mojego życia. Świadomie powtórzyłam stwierdzenie ,,dla mojego życia", aby podkreślić, że jest to prawdziwe dla mnie. Dla innych być nie musi.
Nie będę jeść mięsa (nie chcę zabijać zwierząt), nie będę jeść gotowanych produktów (nie chcę zabijać roślin). Będę jeść surowo, z modlitwą na ustach w podziękowaniu za możliwość transformacji tej rośliny we mnie. I nawet jeśli nie będę jeść surowo i nawet jeśli będę jeść mięso chcę, aby to wszystko, co jem w przepiękny sposób się przemieniało we mnie z jak największą korzyścią dla wszystkich.

PS Tak dodatkowo skoro już jestem przy jedzeniu chciałabym powiedzieć, że bardzo mnie ostatnio męczy ten temat, gdyż przez okres mojej rocznej przygody z jedzeniem zaobserwowałam, że są ludzie, którzy zatrzymali się na tym etapie. Całymi latami mówią tylko i wyłącznie o tym. Ja tak nie chcę. Życie to nie jedzenie. Jedzenie to narzędzie dla naszego ciała. To wszystko. Poprzez jedzenie możemy zmienić nasze życie, ponieważ nasze ciało staje się silniejsze, zaczyna rozmawiać z nami głośniej, to świetny początek, aby zacząć słuchać siebie, odkryć siebie, pokochać siebie i zacząć realizować się w sposób doskonalszy, nie tylko fizyczny, ale intelektualny, psychiczny, duchowy itp. Właśnie jedzenie było czynnikiem, dzięki któremu doszłam do mojej ,,tureckiej rewolucji". Ale nie zmienia to faktu, że to narzędzie. Znam mnóstwo ludzi, którzy swoją spirytualną drogę odkryli inaczej - poprzez medytację, sztukę, muzykę, poprzez cierpienie jakiego doświadczyli w życiu, poprzez dobre kierownictwo, poprzez religię itp. i wciąż jedzą mięso. I nie mnie nikogo oceniać.
Jedzenie nie może być więc kategorią klasyfikacji na istoty wrażliwe i wrażliwsze. Czy w ogóle istnieje jakaś kategoria wg której mamy prawo oceniać?

niedziela, 4 listopada 2012

28.) Turcja, miłość i wielkie zmiany

Jechałam do Turcji z zamiarem oderwania się od tego, co działo się w mojej rodzinie, odpoczynku od ciągłego biegania między instytutami, od pośpiechu. Chciałam przeżyć przygodę, poznać nową kulturę, znaleźć się w kraju muzułmańskim, to wszak bardzo egzotyczne. Poza tym klimat. Kusiło mnie słońce, pyszna kuchnia, słoneczne owoce.
Nie spodziewałam się jednak, że tak wiele się zmieni. Nie spodziewałam się, że przeżyję punkt zwrotny w moim życiu.
Ale od początku. Przeżyć przygodę nie było trudno. Zwłaszcza, że jechaliśmy autostopem, zahaczając o wiele krajów. Oderwanie się od rzeczywistości przyszło równie naturalnie. Poznanie nowej kultury to też była kwestia czasu. Pogoda nie zawiodła, podobnie zresztą jak i kuchnia. Miałam okazję podróżować po Turcji, poznać rajskie widoki południa i Morza Śródziemnego, zobaczyć miejsca nie dostępne dla przeciętnego turysty, przez miesiąc żyć w przepięknej nieturystycznej dolinie, otoczona naturą. Miałam okazję poznać ludzi, którzy wprowadzili mnie w świat starożytnych cywilizacji tych terenów, a ponadto miałam okazję przeżyć w Turcji Ramadan i dwa Bayramy, czyli najważniejsze muzułmańskie święta.
To jednak, czego doświadczyłam nie mieści się w słowach i jest poza zasięgiem wzroku. Pewnego pięknego dnia w Kabak (mała nadmorska miejscowość niedaleko Fethiye) pokochałam siebie z taką gwałtownością, że leżąc na plaży dotykałam każdego miejsca na moim ciele i mówiłam do siebie czułe słowa. Od tego dnia wszystko zaczęło się zmieniać. WSZYSTKO!
Każdy dzień staje się niesamowitą, niekończącą się przygodą. Zniknął strach, zaczęłam robić rzeczy, które zawsze chciałam zrobić, a na które nigdy bym się nie zdobyła. Moje marzenia, nawet te, o których zapomniałam, takie czasami głupie, z dzieciństwa zaczęły się spełniać.
Byłam w pułapce, bo myślałam, że to takie egoistyczne. Kochać siebie. Myślałam tak aż do momentu kiedy pokochałam siebie i zrozumiałam, że dzięki temu kocham bardziej innych. Zaczęłam się zakochiwać w każdej osobie, którą spotykam. Kocham. Mało tego, dopiero wtedy zaczęłam czuć, że inni mnie kochają i to jak bardzo mnie kochają.
Jestem wspaniałą istotą.
To doprowadziło mnie do momentu, że zaczęłam akceptować każde wydarzenie w moim życiu. Wszystko jest przecież dla mnie lekcją. I nie ważne, czy to dobre doświadczenie, czy złe, przez sam fakt tego, że to się wydarzyło, jest to najwspanialszą rzeczą jaka mogła mnie spotkać.
Wiele zranień mojego serca ujawniło się i wiele z nich się zagoiło, zostawiając piękną bliznę zdobytego szczytu. Wiele zranień wciąż się pojawia i miłość je leczy.
Ponadto zrozumiałam, że jestem istotą wolną. Nie mogę zdefiniować swojej istoty poprzez bycie córką moich rodziców, siostrą mojej siostry, czy dziewczyną mojego chłopaka. Nie mogę być zidentyfikowana poprzez relacje. Jestem kimś więcej.
To uczyniło mnie wolną. Nie tylko w podejmowaniu decyzji. To uczyniło mnie wolną od bycia zranioną. Bo nikt inny poza mną tak naprawdę nie jest w stanie mnie zranić.
Od tamtej pory nie ma w moim życiu dnia, który nie byłby dla mnie najlepszym,bo wszystko to co mam to moment. Ten moment. TU i TERAZ.
To uczyniło mnie też wolną od ideologii, religii i słów.
I od tamtej chwili zaczęły dziać się niesamowite rzeczy. Takie zbiegi okoliczności każdego dnia, które ludzką miarą nie powinny się zdarzyć, a właściwie się dziać. Magia życia!

I każdy myśli, że ja jestem cały czas na haju, że coś biorę, albo że wylądowałam w jakiejś sekcie. W sumie to wiedzą, że zawsze byłam szalona, że zawsze kipiałam optymizmem, ale to co się teraz ze mną dzieje to po prostu przechodzi ich pojęcie. I może to wielu zaskoczy, ale jestem kompletnie trzeźwa, choć upojona życiem. I tak bardzo chcę żyć.