Hauptstrasse w Dreźnie |
Ostatnie kilka dni spędziłam w podróży - uczestniczyłam w pięciodniowym objeździe naukowym po Niemczech. Miałam okazję zobaczyć najważniejsze miasta Saksonii, a także poczuć słynną niemiecką porządność. Ta udana wycieczka bardzo mnie natchnęła, oderwała od kolorowej, choć ostatnio dosyć trudnej rzeczywistości. Miałam okazję poznać kolebkę niemieckiej państwowości - Magdeburg, ojczyznę reformacji Wittenbergę, Halle, Dessau. Uczestniczyliśmy również w targach książki w Lipsku, a także udało nam się zwiedzić przepiękne Drezno, którego historia jest niesamowita. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak wspaniale zostało to miasto odbudowane po kompletnym zniszczeniu w 45 roku przez aliantów. W Dreźnie również udało mi się zwiedzić Galerię Starych Mistrzów - jedno z najpiękniejszych muzeów świata. Wrażenie było dla mnie niesamowite. Madonna Sykstyńska Rafaela sprawia, że na skórze ma się ciarki. Pomimo tego, że byłam już w kilku ważnych muzeach - Ermitaż petersburski czy muzea watykańskie, chyba dopiero teraz dojrzałam do obcowania w ten sposób ze sztuką i doceniłam rolę audio-guide'a w indywidualnym zwiedzaniu. Po Dreźnie przyszedł czas na Bautzen, który jest bajecznie piękny. Zamek, malownicza dolina z widokiem na rzekę i przepiękny most. Bautzen obok swojego piękna ma również mroczną tajemnicę - to tu podczas II wojny światowej naziści więzili jeńców wojennych oraz przeciwników systemu, a po wojnie było tu więzienie Stasi, gdzie przetrzymywano przeciwników systemu socjalistycznego NRD. Ostatnie godziny w Niemczech to zwiedzanie Görlitz, czyli niemieckiej części Zgorzelca.
Zielona (różowa) cytadela, Magdeburg |
Jak tylko wróciłam i spojrzałam na mojego bloga nasunął mi się temat tego postu - Surowa dieta w podróży. Chciałabym się podzielić tym, jak to wygląda w intensywnej, wymagającej dużo energii i sprawnych nóg podróży.
W ramach noclegu otrzymywaliśmy śniadania, pozostałe posiłki organizowaliśmy sobie sami. I tak podstawę mojej diety stanowiły jabłka oraz banany:), a także choć nie surowy - ciemny chleb. Zdarzało mi się również kupować surówki z kapusty, marchewek, ogórków. Raz skusiłam się na wege kebaba bez sosu.
PO PIERWSZE
Jedzenie na surowo w podróży jest wygodne, ze względu na fakt, że nie zajmuje nam dużo czasu. Typowym miejscem zjadania przeze mnie posiłków był autobus. Miałam więc trochę więcej czasu na zwiedzanie
PO DRUGIE
Polaka w Niemczech nie jest stać na wszystko. Podstawowym posiłkiem ekipy były więc kebaby (ok 3 euro). Dla mnie jeden dzień to koszt ok 5 euro jeżeli chodzi o wszystkie posiłki i piwo na wieczór. Jak się okazało owoce i warzywa wcale nie są takie drogie jak mi się wydawało. Pod względem ekonomicznym życie na owocach się opłaca.
PO TRZECIE
Pomimo intensywności wycieczki, konieczności przebycia pieszo wielu kilometrów, a także ograniczonego czasu spania czułam się bardzo dobrze. Żadnych bóli nóg, głowy, czy objawów przeziębienia z jakimi wracała połowa ekipy. Nie było mi również w ogóle zimno nawet gdy dął wiatr między pięknie zrekonstruowanymi budynkami starówki Drezna.
PO CZWARTE
![]() |
Pitahaya - czy nie jest śliczna? |
Poznałam nowy owoc. Nigdy wcześniej nie miałam okazji zobaczyć efektownej i bardzo smacznej pitahayi. Pitahaya jak się później dowiedziałam to gatunek z rośliny kaktusów uprawiany w południowo- wschodniej Azji. (Malezja, Chiny, Wietnam, również na Tajwanie i w Australii) Owoc ten w smaku przypomina trochę kiwi, choć jest zdecydowanie mniej kwaśny. Jego skórka pachnie trochę jak groszek. To było ciekawe doświadczenie spróbować owocu jaki w Polsce jest raczej niemożliwy do spróbowania. W pamięć zapadła mi również atmosfera naszego pokoju w schronisku, gdzie całą paczką usiedliśmy na podłodze i dzieliliśmy się Pitahayą. Każdy chciał spróbować, co to właściwie jest.
PO PIĄTE
Co ciekawe w podróży w ogóle nie odczuwałam pragnienia. Jedynym napojem który kupowałam, to lokalne piwo na wieczór. Poza tym w ogóle nie musiałam się przejmować jakimikolwiek napitkami.
PO SZÓSTE
Tu niestety wada takiego odżywiania się w podróży. Dopiero na tak intensywnej wycieczce zdałam sobie sprawę jak często się załatwiam. Niestety nie zawsze jest to komfortowe. Właściwie każdy przystanek wiązał się z koniecznością skorzystania z toalety. Próbowałam więc w jakiś sposób ograniczyć to jedząc chleb, który był również wspaniałym substytutem chipsów do piwa;), niestety bez większego rezultatu.
PO SIÓDME
W Niemczech istnieje o wiele więcej możliwości wegańskiego odżywiania się. Widoczne jest to nie tylko w ilości sklepów ze zdrową żywnością, ale nawet w śniadaniowej ofercie hosteli, gdzie można posilić się pyszną owocową sałatką.
Reasumując surowa dieta w podróży zdecydowanie się sprawdza z ekonomicznego i zdrowotnego punktu widzenia. Problemowa jest w sytuacji, kiedy nie zawsze ma się toalety pod ręką. W Niemczech ,,surowodietowanie się" to przyjemność.
Pozdrawiam i informuję, że po raz kolejny znikam, a pojawię się dopiero w święta.