,,Paradoksy buty-tu biała plama to nie brud…” Lech Janerka
Fascynuje mnie moja własna podatność na paradoksy. Bo to
wygląda tak – człowiek stara się żyć zdrowo – zdrowo jeść, dużo spać, ćwiczyć,
cieszyć się życiem, przebywać na świeżym powietrzu, hartować i w ogóle. W
dodatku dużo na to poświęca czasu i dużo wysiłku. A to wszystko jest prostsze i
bardziej intuicyjne niż mi się kiedykolwiek wydawało. Brzmi jak całkiem dobra
reklama produktu za min. 1000 zł, jest to jednak tylko ostatnie moje odkrycie i
to musze przyznać niezbyt błyskotliwe
jak na wieloletnie zaangażowanie w zdrowy styl życia. Bądź co bądź szczere, więc się podzielę. A
sprawa dotyczy nawyków.
Wciąż się mówi o jedzeniu, uprawianiu sportu - powszechnie
wiadomo to wartościowa rzecz, ale jest kilka spraw ważniejszych, bo wykonujemy
je 24 godziny na dobę i to w jaki sposób to robimy ma wpływ na nasze zdrowie i
długość życia. Dziś pierwszy i najważniejszy nawyk z cyklu paradoksów bytu-tu,
a mianowicie - ODDYCHANIE
ODDYCHANIE
Największy wpływ mają na nas te rzeczy, które wykonujemy
najczęściej. Cykl wdychania i wydychania powietrza powtarza się ok. 20 tys.
razy na dobę, 12-14 razy na minutę. Prawdę powiedziawszy trudno jest mi
wyobrazić sobie czynność, którą wykonywalibyśmy częściej. I dlatego z prawie
całą pewnością stwierdzam, że jest to proces, który ma największy wpływ na
nasze życie (małą niepewność zostawię dla cudów istnienia, miłości itp.). A ja
prawdę powiedziawszy poza tym, że słyszałam, że mi polecano, że nawet
próbowałam ćwiczeń oddechu, nie za bardzo przyjmowałam to do wiadomości. Zresztą ćwiczenia oddechowe to dla mnie nuda nad nudy.
Na pierwszej lepszej stronie o technikach oddychania
przeczytałam, że oddychanie to nie taka prosta sprawa, że prawidłowo oddychają
dzieci do lat 3-4, a potem czeka nas nauka oddychania, która wcale nie jest
prosta. Absolutnie nie mogę się z tym
zgodzić, przecież coś, co jest intuicyjne, z czym każdy człowiek się rodzi nie
może być aż tak trudne to raz, ponadto po co uczyć się czegoś, co jest w
naszych ustawieniach fabrycznych. Nie
lepiej po prostu przywrócić ustawienia fabryczne?
I tak ostatnio zaczęłam w końcu używać organu, który służy
do oddychania – a mianowicie nosa. Może śmiesznie to brzmi, ale ładnych parę
lat go nie używałam. Owocowało to tym, że mój nos był zaczerwieniony i bardzo
często zimny, miałam problemy z zatokami, aż w końcu, co wpieniło mnie do
reszty pojawiła się tajemnicza wydzielina cięgiem schodząca z migdałków do
gardła. Musiałam co minutę odpluwać gęstszą od śliny, białą flegmę. I
błogosławię ten cud natury – flegmę, bo doprowadziła mnie ona do uświadomienia
sobie tego, że odkąd pamiętam oddychałam nieprawidłowo.
Czytałam sobie ostatnio na forach o tajemniczej wydzielinie
i przeżyłam szok jak wiele osób ma z tym problem i czego tylko ludzie nie
robili, żeby się tego pozbyć. Wizyty u laryngologów, rezonanse, wymazy z
gardła, kuracje antypasożytnicze i antygrzybiczne… I nikt, absolutnie nikt nie
znalazł na to sposobu ani przyczyny tego
zjawiska. Zaczęłam analizować te przypadki, wielu ludzi opisywało problemy z
zatokami, częste anginy w dzieciństwie, częste przebyte kuracje antybiotykowe,
operacje przegrody nosa. Próbowałam znaleźć wspólny czynnik tych przyczyn i w
końcu mnie olśniło – jest to związane z
oddychaniem przez usta. Mogę z czystym
sumieniem powiedzieć, że nie pamiętam, kiedy używałam nosa, bo nawet z
dzieciństwa mam obrazki, że spałam z otwartą buzią i śliniłam poduszkę.
I rozumiem już teraz dlaczego spotkała mnie moja 2 –letnia
przygoda z flegmą. Gdy oddychamy przez usta nie tylko się nie dotleniamy, gdyż
taki oddech nie pozwala nam wpuścić powietrza do przepony, ale również
zmieniamy środowisko naturalne naszych organów. A mianowicie nasze migdałki,
krtań, gardło i przełyk są osuszone powietrzem, które wdychamy i to powoduje
ich niedomaganie. Nie jest to dla nich naturalne.
Zatoki czyli jak mi się nasunęło – nasze ,,piwnice” przy
oddychaniu ustami nie są wentylowane, co powoduje nadmierną wilgotność, zastój
flegmy i doskonałe siedlisko bakterii i grzybów. Tak samo jest z naszą piwnicą,
której nie wietrzymy – staje się wilgotna i wszystko w niej gnije.
Nieużywany nos nam marznie i robi się czerwony. A jest on
przecież stworzony do wdychania. (chyba poświęcę mu jakiś podniosły wiersz)
Ogrzewa powietrze i włoskami je filtruje.
Nie trudziłabym się pisaniem, gdyby nie to, ze od kilku dni
oddycham przez nos, śpię również z zamkniętą buzią i widzę tego efekty.
Wydzielina znika! Wyobraźcie sobie – całe lata wkurzania się na wstrętną
flegmę, wizyty u laryngologów, płukanki, wszystko bez rezultatu, a tu kilka dni i jest jej z dnia na dzień
coraz mniej.
A na koniec moja technika oddychania:
Po prostu wciągam powietrze nosem i rozkoszuję się nim tak
jak mi się podoba. Proste, prawda?
Ciąg dalszy nastąpi… To oddychanie zainspirowało mnie w
przywracaniu ustawień fabrycznych.
Genialne, sama bym na to nie wpadła a jak to czytam to jak najbardziej ma to wielki sens. Muszę się nauczyć na nowo oddychać :) Dzięki !
OdpowiedzUsuńdzięki, powodzenia w oddychaniu!
UsuńDzięki za powiew świeżego powietrza. Czekam na kolejne wpisy z cyklu przywracanie ustawień fabrycznych. Jak robię ten wpis w radio emitują Lecha Janerkę. Czy to nie piękne?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z wesołego tiliobusa
Piękne, nie masz pojęcia ile wspomnień przywołałeś tym pozdrowieniem z Tiliobusa, bardzo dziękuję i również serdecznie pozdrawiam!
Usuń