Nie sądziłam, że zainteresuję się ekonomią, zwłaszcza, że na studiach był to jeden z najbardziej stresujących przedmiotów - pierwszy egzamin, który oblałam. Ostatnio jednak poczułam nim żywe zainteresowanie w obliczu ciągłych pytań - z czego mamy zamiar żyć. Mam również pewien finansowy problem, z którym muszę się zmierzyć. Więc szukam. Choć prawdę powiedziawszy współczesnych prawił ekonomii nie jestem w stanie zrozumieć. A właściwie to zrozumieniu wymyka mi się wciąż to, co wg współczesnej ekonomii jest efektywne, a wg mnie jest po prostu zakamuflowanym niewolnictwem. I prawdę powiedziawszy przeglądając moją książkę ze studiów, bliżej niż do współczesnych ekonomistów jest mi do Tołstoja i Lewina z Anny Kareniny, który próbował rozwiązać problem chłopstwa w swoim gospodarstwie, które choć przynosiło mu ogromny dochód, nie sprawiało mu radości, bo wszystko działo się cudzym kosztem. Skala mojego problemu jest na szczęście taka, że dotyczy tylko mnie, a nie jak w przypadku Lewina kilkudziesięciu rodzin chłopskich, ale problem jest podobny. Żyć zgodnie ze swoimi zasadami, z czystym sumieniem, pracować z pasją nie marnotrawiąc zasobów (ludzkich, ziemskich, kapitału i swojej pracy), szanując swoje ciało i życie, przy tym mieć możliwość zaspokojenia swoich potrzeb.
WSPÓŁCZESNA EKONOMIA
Mówi się, że obecnie mamy do czynienia z gospodarką mieszaną z przewagą gospodarki rynkowej, a nie nakazowej. Nijak jednak, obserwując to, co się dzieje nie jestem w stanie się z tym zgodzić. Bo jak w ogóle rynek może mieć jakikolwiek wpływ na popyt i podaż w obliczu np. dopłat UE dla rolnika? Jak to możliwe, że pszenica jest coraz tańsza, a jej produkcja przekracza cenę jej sprzedaży. I jak to jest możliwe, że rolnikowi opłaca się produkować mleko, skoro kosztuje ono 1,50 zł za litr w Biedronce? Jak to możliwe, że rolnik posiadający wielkie gospodarstwo, kilkadziesiąt mlecznych krów kupuje mleko w sklepie? Gdyby istniał wolny rynek cena mleka byłaby znacznie wyższa, a rolnicy nie otrzymywaliby rekompensaty za sprzedaż swoich produktów poniżej wartości ich produkcji.
KOSZT ALTERNATYWNY
Nie mogę pogodzić się również z kosztem alternatywnym pracy prawie każdego pracującego człowieka. Obecnie praca wymaga od nas kilku lat teoretycznego przygotowania (praca w zawodzie), zabiera najpiękniejsze godziny dnia. Wygląda też na to, że to my jesteśmy dla pracy, a nie praca jest dla nas...
* * *
Zaczęłam pisać ten post ładnych kilka tygodni temu. Nie udało mi się go skończyć, a w międzyczasie przyszło wiele pomysłów na rozwiązanie mojego problemu finansowego, pojawiły się nowe perspektywy i już nie mogę dopisać tego artykułu tak, jak miałam pierwotnie w zamiarze. Równocześnie zagubiłam się też w tym, co właściwie, a co nie. Poczułam, że bezsensownie krytykowałam UE i cały nasz system. I tak w tym wszystkim jestem. Poza tym zdałam sobie sprawę, że wszystko jest zależne od naszej mentalności, bo to człowiek rządzi rzeczywistością - czym byłyby polityczne partie bez poparcia, kościoły bez wiernych, media bez odbiorców, rządy i parlamenty bez posłuchu. Nie ma silnego państwa, jeżeli jego mieszkańcy w nie nie wierzą, jeżeli nie kochają jego przywódcy. Zachowujemy się jak skazani na śmierć w obozach koncentracyjnych. Idziemy ślepo, nieświadomi tego, że jesteśmy potęgą, że nie musimy się na to wszystko godzić. Sami możemy tworzyć obrazy, umacniać je i wprowadzać je w życie.
Wczoraj znajomy wypowiedział się na temat UE tak: cieszę się, że jestem w unii. To jest proste, zobacz jak żyją ludzie na wsi, zobacz jak ludzie żyli 10 lat temu, a jak żyją teraz.
I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że to nie UE, to zmiana mentalności ludzi. UE jest tylko instrumentem zmiany mentalności ludzkiej.
Promowane hasła rozwoju gospodarczego, innowacji, wspólnoty gospodarczej państw podnoszone i rozpowszechniane przez media to wabiki, aby ludzie podjęli działania w konkretnych dziedzinach i to my ludzie stworzyliśmy nowe standardy swojego życia, gdzie w każdym domu jest telewizor i komputer z Internetem.
Obrazy państw, społeczeństw, narodów i ponadnarodowych sojuszy mają taki sam kolor - ekonomiczny, który dotyczy poprawy warunków naszego życia rozumianych jako możliwość pracy, możliwość kupienia, czego się chce w sklepie, dostęp do rozrywki i edukacji itd.
Mój obraz szczęśliwego, pełnego życia jest po prostu inny. Ekonomia się w nim zawiera, ale to nie ona jest podstawą i tłem mojego obrazu. Na pierwszym miejscu jest za to obcowanie z Bogiem poprzez przyrodę, następnie z Nim współdziałanie i tworzenie żywego domu na ziemi, stworzenie szczęśliwej rodziny, w której na stałe mieszka miłość. Odżywianie się tym, co z miłości dla nas wyrosło, praca tylko nad tym, co jest naszą pasją, przebywanie w przestrzeni, która nas kocha, spędzanie swojego cennego czasu z ukochanymi ludźmi (nie tylko wieczorami i w weekendy, ale non stop), świat, w którym nie ma muszę, bo mam kredyt do spłacenia.
Doprowadza mnie to wszystko do tego, że już wiem, czego mi brakuje we wszystkich ideologiach państwowych, systemach politycznych i społecznych - MIŁOŚCI. Miłości, którą włożyło się do folderu ,,osobiste" i nie poświęca się jej społecznej i politycznej uwagi, równocześnie tak organizując życie społeczeństwa, aby nie było na nią czasu, ani możliwości.
Brzmi idealistycznie? Ale czy nie tak samo brzmią hasła państwowe próbujące kształtować naszą mentalność? I dlaczego mamy się godzić na brak Miłości, dlaczego mamy o Niej tylko słuchać w smutnych balladach, dlaczego nie pozwalamy sobie żyć Nią na co dzień?
Ekonomia jest prosta, jeśli nie chcesz być na marginesie musisz zarabiać pieniądze. Chyba , że ktoś będzie wspierał Cię i pozwoli na rozkoszny sen na jawie i trwanie. Ale wtedy to już nie będzie samodzielność.
OdpowiedzUsuńPomyśl też, jak będą żyły Twoje (jeśli się pojawią) dzieci. Szczęśliwe? Być może, ale trzeba im kupić ubrania, zeszyty i książki. Agata, choć częściowo musisz zacząć żyć w realnym świecie, inaczej poniesiesz porażkę.Trzymam za Was kciuki i pozdrawiam.