Ostatnio miałam ze znajomym ciekawą dyskusję dotyczącą tego, czy warto się męczyć, całymi miesiącami mobilizować się do ćwiczeń z celem poprawy wzroku w czasach, kiedy można poddać się operacji laserowej i w przeciągu trzech dni mieć wzrok doskonały. Prawdę powiedziawszy przeżyłam zawahanie, kurcze może faktycznie zbyt idealistycznie i naiwnie na to wszystko patrzę, zwłaszcza, że jak to w życiu zdarza się zniechęcenie i zmęczenie. Norbekov pisał o 0,25 dioptrii dziennie - mnie się takiej poprawy wzroku nie udaje osiągnąć, zwłaszcza, że nie zawsze udaje mi się regularnie ćwiczyć.
Patrząc jednak na te kilka miesięcy ćwiczeń, prób wsłuchania się w siebie i spojrzenia we własne wnętrze widzę jak bardzo się zmieniam. Zmieniło się moje podejście do życia, zdałam sobie sprawę, że nie umiałam odpoczywać, a oczy uczyły mnie relaksu, zaczęłam przyglądać się swoim relacjom, afirmować, odczytywać znaki i sygnały mojego ciała, które kiedyś nie były dla mnie czytelne. To bezcenny czas, który bym sobie odebrała powracając do dobrego wzroku skalpelem.
Jakby na potwierdzenie tego wszystkiego wpadła mi w ręce książka pt. ,,Przez chorobę do samopoznania" Thorwalda Dethlefsena i Rudigera Dahlke. Zawarte jest w niej zupełnie inne podejście do zdrowia i choroby. Choroba nie jest tu czymś nienaturalnym, co trzeba zwalczać, choroba jest najdoskonalszym i najuczciwszym nauczycielem. Jakiekolwiek zaburzenia w naszym ciele pojawiają się jako skutek wypierania rozwoju duchowego i ma na celu nas do samorozwoju zmobilizować. Każda więc dolegliwość ma symboliczne znaczenie i można swoje zdrowotne niedoskonałości tłumaczyć niczym sny, dowiadując się często rzeczy, które wyparliśmy ze swojej świadomości. Samo leczenie, czy środkami farmakologicznymi, czy też metodami naturalnymi to tylko likwidowanie skutków i nawet podejście holistyczne medycyny alternatywnej nie rozwiązuje problemu, który w formie choroby, wypadku, spotkań, zdarzeń, myśli będzie do nas wracał dopóki nie rozwiniemy swojej świadomości, nie zintegrujemy w sobie tego, co uparcie wypieramy. ,,Tylko wtedy możemy odnieść korzyść ze swoich zaburzeń, jeśli pozbędziemy się myśli, że wszelkie upośledzenie jest czymś niemiłym, co trzeba w miarę możliwości zlikwidować lub w jakiś sposób zrekompensować. Musimy pozwolić chorobie, aby zakłóciła nam nasz utarty bieg życia, musimy pozwolić upośledzeniu, by przeszkodziło nam żyć dalej, tak jak żyliśmy dotychczas.Wtedy dopiero choroba stanie się drogą, która prowadzi nas do wyzdrowienia - ślepota może nas na przykład nauczyć prawdziwego widzenia i pozwolić osiągnąć wyższy stopień pojmowania świata,"
Oto dla przykładu podaję, co może symbolizować krótkowzroczność:
Takie podejście do choroby prowokuje do zadawania sobie pytań i rozwiązywania problemów na poziomie naszej świadomości i duchowości.
I dobrze, że się nie zdecydowałaś.
OdpowiedzUsuńJa też się nad tym mocno zastanawiałem, ale ryzyko przy metodzie LASIK jest zbyt duże. Już lepsza jest Trans-PRK. Po operacji, obok powikłań i osłabienia rogówki, mała wada wzroku może pozostać np. 0,25 dioptrii. I tak trzeba wtedy okulary nosić. A poza tym - na co mi zwrócił uwagę znajomy lekarz - skoro to takie świetne, to dlaczego tylu lekarzy i okulistów nosi okulary?