Mijają
już dwa tygodnie ćwiczeń, a ja nie czuję czasu, za to czuję
efekty. Moje oczy ruszają z kopyta. Czuję, że widzę lepiej. Na
pewno to za sprawą ćwiczeń, ale i bezchmurna pogoda, słońce
również pomagają. Niestety nie wiem w jaki sposób mierzyć
efekty, gdyż praktyka pokazuje, że widzi się o każdej porze dnia
inaczej to po pierwsze, a po drugie ze względu na brak
okulistycznych przyrządów nie jestem w stanie powiedzieć jak to
jest z dioptriami. Problem w ocenie postepów polega też na tym, że nawet jeżeli mój wzrok poprawił się z -8,5 do -7,0 jest to wada na tyle duża, że wciaż utrudnia życie, więc trudno nawet samej mnie powiedzieć jak to tak naprawdę z moimi oczami jest. W każdym razie noszę obecnie minus siódemki, a
od poniedziałku startuję z -5,5 dioptrii, bo widzenie coraz lepsze,
więc trzeba iść do przodu. Zresztą coraz częściej zdarza mi
się chodzić w ogóle bez okularów.
Choć
słoneczko dopisuje, ćwiczenia ze słońcem w moim wydaniu to klapa,
nie udaje mi się ich robić. Podobnie jest z wyobrażeniami odczuć
ciepła i chłodu i przemieszczaniem ich spod gałek ocznych do
potylicy i z powrotem. Nie czuję się gotowa do takich
wyobrażeniówek. Reszta, a więc ćwiczenia akomodacyjne, z tablicą
i ćwiczenia mięśni oczu sprawdzają się i działają. Dołączyłam
do tego ostatnio masaż oczu. Łączę również ćwiczenia
relaksacyjne z afirmacjami i często wtedy zasypiam, co jest
niesamowicie przyjemne. Muszę tutaj również przyznać się do
jednej z wad mojego charakteru – jestem niczym wiewiórka z Epoki
Lodowcowej napalona na orzeszka, a moje opinie i analizy w sytuacji,
kiedy jestem czymś absolutnie podjarana mogą być dalekie od
rzeczywistości. Czyli często zdarza mi się (zazwyczaj mimowolnie)
koloryzować.
Wspaniały nastrój się jednak utrzymuje, więc czego chcieć
więcej. Z serdecznym pozdrowieniem i życzeniami zdrowia i
pomyślności. Następne wieści dotyczące efektów zapodam po
miesiącu ćwiczeń. Mam nadzieję, że będą bardziej mierzalne.
A na deser suficka przypowieść o ECHO:
* * *
Heeeeeeeej, góro, widzę wyraaaaźnie!
A na deser suficka przypowieść o ECHO:
Tata i syn poszli raz w góry, i syn uderzył się o kamień.
- AAAAAAA - krzyknął
I zaskoczony, usłyszał:
- AAAAAAA.
Chłopiec zapytał:
- Kim jesteś?
W odpowiedzi usłyszał:
- Kim jesteś?
Wzburzony taką odpowiedzią,chłopiec krzyczy:
- Tchórz!
Odpowiedź::
- Tchórz!
Chłopiec zapytał ojca: "Co się dzieje?"
Jego ojciec uśmiechnął się i powiedział: "Posłuchaj mnie uważnie".
Ojciec woła górę:
- Szanuję cię!
I dochodzi odpowiedź:
- Szanuję cię!
- Jesteś najlepszy.
I góra odpowiada:
- Jesteś najlepszy.
Tata wyjaśnił chłopcu: "To zjawisko nazywa
się"echo", ale w rzeczywistości, to się nazywa życie... Ono daje wszystko, co mówisz.* * *
Heeeeeeeej, góro, widzę wyraaaaźnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz